RAFAEL SALES
- TRZYDZIEŚCI DZIEWIĘĆ LAT
- WŁAŚCICIEL DOMU PUBLICZNEGO
- BOSS LIFE'
- DUMNY OJCIEC I MĄŻ
Nie spodziewał się tego, co podziało się w jego życiu w przeciągu ostatnich trzech lat.
Zmiany. Już nie ma co noc innej pani w łóżku, już nie przeraża go myśl o stabilizacji. Już nie boi się, że któraś zajdzie z nim w ciążę. Jest inny. Odpowiedzialny za swoje czyny, za Debby i za dwie małe istoty, które kocha najbardziej na świecie. Miał być dzieciakiem do końca życia. Plątać się gdzieś pomiędzy prawdą a Bogiem. Niby się zmienił. Niby już nie kręcą go łatwe panienki, niby jest spokojniejszy, niby już tyle nie pije. Ale przecież ludzie się nie zmieniają. Może się wydawać, że jest inny i, że wydoroślał. I walczy ze swoim popędem seksualnym, z lekkim alkoholizmem i stara się nie palić przy dzieciach, choć nieraz zdarzyło mu się zapomnieć. Ale jest dobrym tatą. W końcu wyczekali się z Debby na tą dwójkę słodkich szkrabów. Chce, by jego dzieci poszły inną drogą niż on sam. Ma nadzieję, że osiągną coś w życiu, a jeśli to nie będzie ich priorytetem, to niech chociaż będą szczęśliwe. Bardzo mocno w to wierzy.
[Jak to co? Wątek xD Też będzie mi Meli brakować... Zawsze może tam się pojawić jako postać poboczna w wątkach czy coś xD No to co do pomysłu to może jakaś zwyczajna pogawędka/dostarczenia jakiś papierów - nic konkretnego. Lub mógłby ją o coś podejrzewać... O co to ci potem powiem ;3]
OdpowiedzUsuńCosima
[Witam, witam braciszka :D
OdpowiedzUsuńCoś na pewno piszemy, nie wiem tylko jak ustawić ich relacje, czy tak jak wcześniej, że w przeszłości łączyło ich więcej niż rodzeństwo powinno, a teraz trochę krępująco jest gdy jemu czy jej to się przypomni czy po prostu zwykła normalna relacja rodzeństwa]
Miała kiepski dzień. Skurcze nie były częste, ale nierzadko bolesne. Był to jednak jeden z tych dni, kiedy zmieniła luźny dres na leginsy i tunikę oraz płaskie baleriny. Musiała poprosić Rafaela o odebranie małej z przedszkola, bo wybierała się do lekarza na ostatnie badania przed porodem, coby sprawdzić czy z dzieckiem wszystko w porządku. Była w połowie badania gdy rozdzwonił się jej telefon. W momencie, w którym usłyszała, że Hope jest w burdelu serce jej stanęło. Zebrała się, wsiadła w pierwszą złapaną taksówkę i podjechała pod Dom Grzechu, odprowadzona złośliwym komentarzem taksówkarza, który najwyraźniej wziął ją za jedną z tych ciężarnych prostytutek.
OdpowiedzUsuńWeszła do recepcji i podpytała siedzącą tam Cosimę czy Rafael jest u siebie, po czym weszła tylnym wejściem, chcąc uniknąć spotkania z innymi prostytutkami czy klientami. Nacisnęła klamkę od jego gabinetu, ale drzwi były zamknięte. Poirytowana zapukała głośno mieląc w ustach przekleństwo. Ze wszystkich miejsc na świecie wybrał akurat burdel. Do jasnej cholery, to był burdel, a on zabrał do niego trzylatkę!
[Witam serdecznie ;) Skoro powiązanie ustalone jest z góry, przydałby się jakiś wątek, racja? Masz jakiś pomysł, czy zdajesz się na mnie?]
OdpowiedzUsuńNadia, przyjaciółka Szefa
[Hej, cześć! :) Wątek z szefem być musi, problemem jest pomysł, bo szczerze powiedziawszy wolę zaczynać, niż coś proponować. Patrząc na moją bohaterkę mogę tylko podpowiedzieć, że nie wierzyłaby ona w taką diametralną zmianę Rafaela, że już na zawsze będzie taki odpowiedzialny i poukładany. Na pewno by mu to wytykała i co jakiś czas przychodziła, żeby zaproponować wspólne palenie jointa, albo spytać o to, czy już się "ogarnął", bo brakuje jej dawnej osobowości Salesa. Problemem zostaje tylko fakt, jak na to reagowałby Rafael, bo to będzie przesądzać o pozytywności czy negatywności ich relacji ;)]
OdpowiedzUsuńFinna.
[Pisałam na gadu, ale nie wiem, czy odczytasz wiadomość. Teraz jestem na innym koncie, ale chciałabym wrócić do prowadzenia siostry Rafaela. Oczywiście zmienionej, w głowie mam już gotowy plan i napisaną kartę. Jeśli wyraziłabyś zgodę na powrót Lieke, to pisz: przepraszam.za.brak.pomyslu@gmail.com . Natalia.]
OdpowiedzUsuń[W porządku, więc zaczynam wątek ;) Uprzedzam, że trochę wypadłam z rytmu blogosfery, toteż jeżeli nie będzie pasować krzycz od razu.]
OdpowiedzUsuńPrzekraczając przed paroma laty próg tego budynku, nie sądziła że zostanie w nim na dłużej. Ogromnym zaskoczeniem był dla niej fakt, iż to właśnie miejsce do końca ukształtuje jej charakter. Czuła się tu pewnie. Poniekąd Dom Grzechu, był dla niej pewnego rodzaju schronieniem. Chociaż i nawet tu nie było kolorowo.
Przechodząc zamyślona przez jeszcze opustoszały korytarz zastanawiała się, czemu ją do siebie wezwał. Od ostatniego incydentu z dzieckiem, oraz kłótni z jego partnerką ich kontakt uległ diametralnej zmianie. Nie przypominali już przyjaciół, którzy mogli wyskoczyć na drinka, wymienić parę wiadomości, czy swobodnie rozmawiać. Ich konwersacje był czysto służbowe. Nawet, kiedy Deborah nie było w pobliżu. Rozpętała się wojna, chociaż ona tylko spełniła jego przysługę. Nadia, przecież wszyscy wiedzą, że miałaś w tym ukryty cel, nieprawdaż?
Wymijając pracownice zapukała kulturalnie do znanych jej drzwi, po czym nacisnęła klamkę. - Można Szefie? - Zapytała dość zimnym tonem rzucając mu obojętne spojrzenie.
Nadia
OdpowiedzUsuńSpojrzała na niego niezadowolona i nie powiedziała nic, biorąc Hope na ręce i odwracając się na pięcie. Zła to mało powiedziane. Była wściekła, że przyprowadził dziewczynkę do tego miejsca, nawet jeśli nie miał wyboru. Nie chciała jednak teraz się z nim kłócić pozostawiając tę rozmowę na później, wyszła tylnym wyjściem, po drodze ściągając dziewczynkę z ramion i idąc z nią za rączkę.
Wybrała drogę naokoło, żeby nie musiały przechodzić obok wejścia do burdelu i wywoływać niepotrzebnego zainteresowania klienteli, która kierowała się do środka. Wyciągnęła telefon, żeby zamówić taksówkę. I choć przed córką udawała uśmiechniętą i radośnie odpowiadała na każde pytanie to w środku niej kipiało.
W domu włączyła dziewczynce bajki i zabrała się za przygotowywanie obiadokolacji. Nakarmiła małą, pobawiła się z nią, a potem zasnęły obie w łóżku jej i Rafaela, jak zawsze, gdy nie wracał na noc do domu. Złość powoli uchodziła z Debbie, stłumiona obecnością córeczki i mocnymi kopnięciami wojującego chłopca w jej brzuchu.
[ No to jeżeli pomysł który zaproponowałam na gadu ci się spodobał to zaczynaj ;3]
OdpowiedzUsuńCosima
[Braciszku, bo cię siostrzyczka palnie w główkę. Nie opuszczaj Ari tak szybko xD]
OdpowiedzUsuń[a szkoda, miałam ochotę...znacz Ari miała ochotę podrażnić się z braciszkiem na poziomie, na jakim nie powinna i to tak ostro podrażnić xD
OdpowiedzUsuńMoże tak w końcu Ari przełamie się i poinformuje go, że będzie wujkiem...a zrobi to bo będzie musiała, gdyż coraz bardziej odczuwa dolegliwości związane z ciążą, a i ludzie szeptają, więc postanowi, że to dobry moment podzielić się tą nowiną z nim. Tutaj też można założyć, że ojciec dziecka to jakiś facet z którym Rafael szczerze się nie lubi, wręcz nie mogą patrzec na siebie.
Wątek ogólnie może się zacząć tak, że Raf będzie chciał gdzieś iść, ale Ari nie da mu nawet wyjść z biura. co ty na to?]
[Witam szefa; co pan powie na wątek?]
OdpowiedzUsuńLiz
OdpowiedzUsuńObudziła się jak zwykle o poranku zbudzona mocnymi kopnięciami w swoim brzuchu i energiczną Hope, która nie lubiła spać zbyt dużo i marnować w ten sposób czas. Debbie zaprowadziła ją więc cicho do kuchni i razem przygotowywały śniadanie w postaci płatków z mlekiem, aż w pewnym momencie poczuła jak obejmują ją silne męskie ramiona, w których się tak kochała. Mimo to zacisnęła usta w wąską linijkę i nie odwzajemniła czułości. Zamiast tego zalała płatki ciepłym mlekiem i posadziła Hope przy stole, podając jej łyżkę i miskę.
- Jesteś głodny? - zwróciła się w jego stronę sięgając do chlebaka, żeby przygotować im jakieś śniadanie. Odzywała się do niego z rezerwą. Wyraźnie na coś zła, choć nie wyjawiała powodu swojego niezadowolenia.
Przeszłość Cosimy była podejrzana nawet bardzo podejrzana. Jednak z pomocą rodziny. Głównie samej Mel udało jej się nie utonąć w tym gównie oraz wydostać się z niego. Tak więc już od dawna nie robiła żadnych przekrętów ani nic z tych rzeczy. Była grzeczna Tak jak jej Mel kazała. Cieszyła się że mogła pracować. Że Mel załatwiła jej pracę była naprawdę bardzo wdzięczna Rafaelowi że przyjął ją od tak. Po prostu. Była im bardzo wdzięczna. Dzięki temu mogła zapomnieć. Udawać że jej przeszłość nie była jednym wielkim gównem. I tak też robiła. Była tak zapracowana że nawet do głowy jej nie przychodziły jakieś podejrzane pomysły. Nawet jej zapędy kleptomańskie nie były tak silne jak kiedyś. Osłabły. Miała świadomość że Mel powiedziała Rafaelowi o tym wszystkim. Chyba musiała. Dlatego dziewczyna pilnowała się jeszcze bardziej. Jednak kiedy została poproszona do gabinetu szefa nawet nie przypuszczała o co zostanie oskarżona a jej przeszłość tak całkowicie nie umknie w niepamięć.
OdpowiedzUsuńStała teraz przy biurku szefa z normalną miną. Ani się nie uśmiechała ani nie krzywiła. Po prostu normalnie. Próbowała nad sobą panować. Tak. Miała świetną świadomość swojej impulsywności.
- Czy coś się stało? - spytała.
Norma nienawidziła dzieci. Naprawdę. Z obrzydzeniem obserwowała usmarowane czekoladą buziaczki, robiła kelnerom problemy, jeśli sadzali ją w tej samej sali co szczęśliwe młode rodziny z rozwrzeszczanymi bachorami. Gdy w sklepowej kolejce płakało dziecko, zostawiała wózek pełen zakupów i wychodziła. No dobra, była wredną suką, ale trochę przesadzała. Wiedziała, że przesadza. Ale uznała, że jej wolno. Gdy ktoś się czepiał, zaczęła robić dramy. Tłumaczyła ludziom, że to dlatego tak reaguje, bo jest bezpłodna. Szczerze mówiąc, to gdyby nie była bezpłodna sama z siebie, kazałaby sobie podwiązać jajowody i nadal by wciskała ludziom kit. Nienawidziła dzieci. Naprawdę, nienawidziła i obnosiła się z tym jak stare, zgorzkniałe babsko. Z tym, że wcale nie była starym zgorzkniałym babskiem. I chyba na tym polegała jej przewaga - była piękna i seksowna, a na fanaberie takich kobiet jak ona, przymyka się oko. przynajmniej była tego pewna.
OdpowiedzUsuńCórka Rafaela Salesa nie płakała, dzięki Bogu. Gdyby płakała, pewnie Norma by nie zareagowała W TEN SPOSÓB. Pewnie by po prostu ubrała się i wyszła, zostawiając Salesa z tłumaczeniem klientom, że jego najlepiej opłacana dziwka po prostu zniknęła.
Ale nie. Dziecko nie płakało. Dziecko łaziło po hallu burdelu w tych paskudnych różowych papuciach i paru klientów przy wejściu - po prostu zrobiło tył zwrot. Pewnie pomyśleli, że albo trafili do przedszkola, albo to jakiś naprawdę poryty burdel dla pedofilii i z takim nie chcieli być kojarzeni.
Jakby tego było mało, chciała szybko pobiec, zatrzymać klienta, tłumacząc, ze to córka szefa, ale wszystko jest w porządku. Ale dzieci są szybkie i niskie. I dzieci mają przewagę - mimo parówkowatych nóżek, bo przecież nie próbują biec do klienta po marmurowej posadzce na jebanych czternastocentymetrowych szpilkach. I nie zdążyła się zatrzymać, gdy gówniara weszła jej pod nogi. Cudem nie wbiła jej lśniącego obcasa w oczko. Sama za to wylądowała z brodą na posadzce. Łzy stanęły jej w oczach i już wiedziała, że kolejnego klienta przywita z posiniaczoną twarzą. I nie daj boziu usłyszy "czy twój alfons cię bije?". Nie kurwa, jego jebane dziecko!
Ściągnęła momentalnie buty, podniosła się i bez zastanowienia wydarła się na biedne smarkactwo. Wypierdalaj do ojca i takie tam. Ogólnie była to mowa bardzo głośna i bardzo wulgarna, co zaowocowało płaczem. Płaczu już nie wytrzymała. Zacisnęła mocno pięści na obcasach swoich butów, żeby nie spoliczkować małej, co zapewne zrobiłaby każdej płaczliwej dziwce, ale przecież płaczliwe dziwki mają z dwadzieścia lat więcej. Nie policzkuje się płaczących dzieci, mimo wszystko. Odesłała dziecko do ojca po raz kolejny, znowu w wulgarny dosyć sposób, ale zanim mała ruszyła się, Norma odwróciła się i ze złością ruszyła do malutkiego pokoiku, w którym mieściło się coś na miarę gabinetu i garderoby. Jej własny azyl w tym chorym miejscu. Przyłożyła lód do podbródka, mając nadzieję, że siniak nie będzie tak wielki.
Godzinę później miała klienta. Nie. Miała mieć. Ale nie miała. Poszła do recepcji. I usłyszała starą śpiewkę. Pan Sales odwołał. Prosił, żebyś do niego przyszła... uważaj, wydawał się nieco zdenerwowany....
Normie zdawało się, ze wszystkie jej wnętrzności ścisnęły się - trochę ze wściekłości, a po troszku ze strachu. Dopiero teraz zaczęło jej się wydawać, że nazwanie latorośli Salesa "głupią kurwą" nie było mądrym posunięciem.
[Więc. Mam pomysł - klasyk - romans; ale to powiązanie, a tak to pustka niestety. :( Strzelaj. ]
OdpowiedzUsuńLiz
[A dziękować.]
OdpowiedzUsuńEsther
OdpowiedzUsuńWłożyła chleb do opiekacza i sięgnęła do lodówki po ser i świeżego ogórka. Początkowo zignorowała też jego pytanie posyłając co jakiś czas uważne spojrzenie w stronę Hope, która siedziała nieopodal. Tosty wyskoczyły z cichym dźwiękiem.
– Jak mogłeś – zaczęła szeptem tak, żeby dziewczynka siedząca w salonie nie mogła ich usłyszeć – zabrać ją do burdelu. Ona ma trzy lata! – przy ostatnich słowach uniosła trochę głos natychmiast go ściszając i gdy Hope spojrzała w ich kierunku Debbie uśmiechnęła się do niej. Zaczęła smarować tosty masłem, a następnie układać na nich ser i pokrojonego ogórka.
– Czy ty jesteś niepoważny?!
Normalna kobieta odetchnęłaby z ulgą, widząc, że Rafael Sales w tym momencie swojego życia to po prostu ciepłe kluchy [heheszki]. W złości nie szarpnie za włosy, nie wpakuje kutasa w gardło albo tyłek, nie będzie robił takich strasznych rzeczy jak mobbing i molestowanie seksualne. Czyli, innymi słowy, nudy.
OdpowiedzUsuńNormusia nudy nie lubiła. Poza tym musiała się pilnować. Jakby na to nie patrzeć, rozkładanie nóg wszystko ułatwiało. Norma grzecznie rozłożyła nogi (dobra, to i tak była rzadkość, żeby ona coś grzecznie), Rafa się wyżył i problem z głowy - na jakiś czas. A teraz? Chociaż go prowokowała jak mogła, on nie był zainteresowany ani jej cyckami, ani tym bardziej chyba kroczem. Istniała nadzieja, bo czasem starał się nie patrzeć na nią. Zakładała, że w tych chwilach, gdyby się jednak popatrzył, jego wierność zostałaby zakwestionowana. Ale cóż. Musiała znaleźć inne sposoby na udobruchanie Rafaela. I na razie jeszcze na nic nie wpadła.
Weszła do jego gabinetu nie czekając na wezwanie. Dwa razy uderzyła lekko w drzwi, weszła do środka i usiadła na fotelu naprzeciwko jego biurka. Nie przebierała się z powrotem w normalne ubrania, miała nadzieję, że prześwitująca, koronkowa bielizna w jakiś sposób ją uratuje przed stratą pracy. W swoim przekonaniu nie zrobiła nic złego, wręcz przeciwnie, pomogła w wychowaniu dziecka! Ale wiedziała, że ludzie mają tendencje do stania po stronie swoich bachorów czy mają rację, czy nie, zwłaszcza ludzie pokroju Salesa. I czuła głęboko w kościach, że nic dobrego z tego nie wyjdzie.
- Widzę, że kasy przybywa, więc nie zależy ci szczególnie na tym, że być może straciłeś właśnie pozyskanego przeze mnie, potencjalnego stałego klienta? Ah, jak ja się cieszę, że interes kwitnie! - posłała mu uradowany uśmiech, tak jednak przeładowany sarkastyczną wypowiedzią, że zęby jej niemalże wypadły na jego biurko.
W końcu zebrała się w sobie by pogadać z Rafaelem, ale tylko dlatego, że musiała iść do niego z pewną sprawą związaną z burdelem.
OdpowiedzUsuńZapukała do drzwi jego biura, mając cichą nadzieje, że go nie ma. Jednak słysząc proszę, weszła, wcześniej biorąc głęboki wdech.
- Hej, braciszku - uśmiechnęła się by ukryć zdenerwowanie. Dziś czuła się paskudnie, ale miała nadzieje, że tego tak bardzo po niej nie widać. Musiała też poprosić go o jakąś pomoc, nie była wstanie załatwić tych wszystkich dokumentów, które dostawała. Odczuwała coraz wyraźniej objawy jej stanu.
Podeszła do biurka i położyła teczkę przed nim, pstryknęła palcami przed jego oczami by zwrócił na nią uwagę.- Powiem ci, że masz talent...wcześniej umykały ci pieniądze bo ktoś ci na boku je zwijał, a teraz wychodzi na to, że wydatki się zmniejszyły. Równe trzy tysiące są luźne, nie wiem jak. Sprawdzałam to pięć razy, wszystko od zera podliczałam i wychodzi na to że jest w porządku. Masz dodatkową kasę lecz nie mam pojęcia skąd - przyznała.
- Poza tym, zmienię trochę temat - przygryzła nerwowo wargę. Wiedziała, że Rafael i ojciec jej dziecka nie lubią się i nie wiedziała czy to dobry pomysł by mu powiedzieć, że będzie wujkiem. Nie chciała by się czepiał.
Siadła w fotelu stojącym na przeciw biurka, przez moment milczała jeszcze mimo, że czuła na sobie uważne spojrzenie brata.- Będziesz wujkiem, Raf - wymamrotała.- To trzeci miesiąc, ale jest ciężko - skrzywiła sie leciutko.
- Niby do czego mam się przyznać? - zapytała autentycznie zdziwiona przecież ona niczego złego nie zrobiła... Chyba. Przez cały czas się pilnowała i była grzeczna. To nie możliwe. Czyżby coś się stało i wszystkie podejrzenia spadły na nią? Nie. Nie da się wrobić. Ona nic nie zrobiła.
OdpowiedzUsuń- A co się tak właściwie stało. Czemu wszystko spada na mnie. Masz jakieś dowody? - denerwowała się. Nie mogła stracić tej pracy nie mogła wyjechać. Po prostu nie mogła. Nie i koniec.
- Nawet nie wiem o co chodzi. - założyła ręce na piersi trochę naburmuszona że znowu jej przeszłość wyprzedza ją i za nim Cosima coś sama zrobi udowodni że nie jest taka za jaką ją wzięli to przeszłość bum ląduje i melduje o wszystkim.
Cosima
[Pomysł zawsze się znajdzie, ale jak trochę pomyślę.
OdpowiedzUsuńWiesz... zawsze Adela może trochę zamieszać w jego życiu ;>]
Adelaida
[W sensie, w zamian za to, że ją uratował to zaproponował czy raczej zmusił do pracy? ;>
OdpowiedzUsuńJak dla mnie to pasuje jak najbardziej. O przeszłości to nawet nie myślałam. Załóżmy, że to miało miejsce jakieś 4 lata temu, kiedy ona była młodziutką, beztrosko wiodącą życie osobą, którą kiedyś łatwo było do czegoś zmusić. Ale załóżmy, że do zbliżenia pomiędzy nią a nim nie doszło ani razu. DO TERAZ XD
Chyba, że jakiś inny pomysł masz :>]
Adela
[Dobra zaczynam!]
OdpowiedzUsuńOparła łokcie o parapet i wyjrzała przez okno, odpalając czerwonego Marlboro. Leniwy uśmiech wypłynął na jej usta, kiedy pomyślała o tym, gdzie była piętnaście minut temu - konkretniej wbijana w materac przez swojego klienta. Doszła aż dwa razy. Trochę duszenia, przezywania - czysta, dobra zabawa. Usłyszała pukanie do drzwi, które otworzyły się zanim zdążyła powiedzieć "proszę". Odwróciła się i zobaczyła sekretarkę Szefa, zupełnie nie przejętą tym, że Liz była w samej bieliźnie. Ta powiedziała tylko, że Acker ma się udać z nią do gabinetu pana Sales'a. Zarzucając satynowy szlafrok na kark, wyrzuciła papierosa przez okna i wyszła ze swojego pokoju. Kierując się za sekretarką weszła do elegancko urządzonego gabinetu swojego szefa. Nie bywała tutaj nader często, bo ani nie miała g ł ę b s z e j relacji z panem Sales'em, ani nie sprawiała problemów. Mimo to, nie ignorowała plotek jakie słyszała od koleżanek o szefie. Z kieszeni szlafroka wyjęła paczkę papierosów i włożyła jednego do ust, świadoma zasad Salesa dotyczących palenia - takowe pewnie nie istniały. Odpaliła go i zaciągnęła się. Była ciekawa, czego może chcieć od niej mężczyzna.
- Wzywał mnie pan, szefie?
Liz
[No ale to zależy co chcesz, do czego żeby doszło między nimi. Napisz mi a coś podrzucę ;>]
OdpowiedzUsuńAdelaida
Wywróciła oczami. Ale cóż, odczuwała pewną ulgę. Bo spodziewała się krzyków i dupobicia (przemawiało to do niej zawsze), ale no cóż, powinna pamiętać, ze Rafe to teraz tatuś. Napawało ją to taką odrazą, że miała ochotę się zaśmiać. Ale to zrujnowałoby zabawę.
OdpowiedzUsuń- Jestem dobra ciocia Normusia, nie wiem w czym problem. Skoro już trenujesz dziecko na dziwkę, to niech mała wie co ją tutaj czeka. Bo nie rozumiem innego powodu, dla którego przyprowadzasz do burdelu czterolatkę. W sensie... jak myślisz, jeśli burdel jej się będzie kojarzył ze słodkim dzieciństwem i ukochanym tatusiem... - wzruszyła niewinnie ramionami. Chciała jeszcze dodać, że jaka matka, taka córka, albo jaki ojciec, taka córka, przeszłość Debbie mocno splatała się z tym miejscem, a Rafe ciągle wiódł tutaj życie. Jednak uznała, że krytykowanie go jako rodzice było wystarczająco bezczelne. Od biednej Debbie się odczepi. Nie, żeby jej zależało, czy że kodeks dziwki jej mówi, by tego nie robiła - po prostu nie chciała sobie nagrabić aż tak. Na zabawę przyjdzie jeszcze czas!
OdpowiedzUsuńJej nastroje zmieniały się jak w kalejdoskopie, a libido podczas ciąży skakało niczym oszalałe raz zupełnie zerowe czasem, jak teraz, wysokie i niemalże nie do pokonania. Obruszyła się jeszcze bardziej kiedy przestał pieścić pocałunkami jej szyję tylko po to, żeby usiąść przy stole i zjeść kanapkę, którą przygotowała.
- A jak którąś z dziewczyn będzie miała do ciebie sprawę? Albo Norma napatoczy się tylko po to, żeby mnie powkurzać? - spytała całkiem logicznie siadając obok niego z drugą kanapką i pochłaniając ją w kilku kęsach. Oparła się łokciami o blat, jak każdego poranka jęcząc „kaawyy”. Z tym jednym ciężko było jej się rozstać.
- Po prostu nie chcę, żeby wychowywała się w takim miejscu, ani miała potem spaczone spojrzenie na seks. - „ani się puszczała” dodała w myślach, choć na głos już tego nie powiedziała. Sama w końcu święta nie była i spędziła w zawodzie prostytutki dobre kilka lat.
Przebiegły po niej ciarki. Przeszłość ta suka znów wróciła i postanowiła wszystko zniszczyć. Czemu takie rzeczy przydarzają się jej? Czemu wszystko co złe spotyka Cosimę? Czy to wszystko przez tą durną karmę ? Robiła złe rzeczy w przeszłości, okey ale powinna mieć szansę na naprawienie błędów a nie być ciągle karaną. Ona nie ukradła tych pieniędzy. To nie ona. Ale on jej nie uwierzy... A może?
OdpowiedzUsuń- Kurwa. Nic nie zrobiła. - potarła się po czole główkując - Naprawdę to nie ja. Jednak nie masz na mnie dowodu... A ja nie mam dowodu na swoją niewinność. No to jestem już w jednym słowie w dupie. Ja... Ja przysięgam że to nie ja. Po co miałabym to robić? Po co? Nie brak mi niczego.... To naprawdę nie ja. - była coraz bardziej zestresowana. Jak mogła udowodnić swoją niewinność?
Cosima
[ Kłaniamy się ślicznie bossowi :D ]
OdpowiedzUsuńKay
Miał być dzień jak co dzień, klient jak klient. Z tym, że jej klient nie przyszedł. Pojawił się ktoś młodszy, przystojniejszy. "Na zastępstwo, tata nie mógł". Zdziwiło ją to, no ale cóż, widocznie bardzo otwarta rodzina. Suprise, bitch, bo jak się okazało rodzina wcale nie była otwarta. Gdy synalek dowiedział się o zdradach ojca był tak przybity, że postanowił zobaczyć co może go ciągnąć do jednej i tej samej dziwki, każdego tygodnia, co mocno nadszarpywało rodzinny budżet. Gdy już się domyślił, że tatuś lubi na ostro, postanowił sprawdzić co może być w tym pociągającego. Recz w tym, że tatuś wiedział co robić, synalek po prostu robił to co mógł widzieć na pornosach, co mógł sobie wyobrażać. A to, zmieszane z nienawiścią do Layli i ojca skończyło się też pobiciem. Gdy Norma próbowała sięgnąć do przycisku bezpieczeństwa - złapał ją mocno za włosy, uderzył nią o ścianę - i zaczął znęcać się jeszcze bardziej. Ot, zwyczajne pobicie, bo nawet nie wypadek przy pracy - mężczyzna nie dotknął jej w żaden seksualny sposób. I chociaż wylanie sporo gorącego wosku na jej piersi mogło za takie uchodzić, w tym przypadku było to po prostu bezlitosną formą nieco bardziej wysublimowanej przemocy.
OdpowiedzUsuńGdy wyszedł, może dziesięć minut wcześniej, Norma leżała skulona na ziemi, zbierając siły by się podnieść, dotrzeć do swojego garderobo-gabineciku i tam jakoś rozwiązać tę sprawę. Bez ingerencji Rafaela. Po ich ostatniej sprzeczce nie miała ochoty go oglądać. Może dawniej zagroziłaby mu prawnikiem, bo w końcu przekroczył pewną granicę, ale teraz - po prostu go ignorowała. Zbierała energię na jakiś potężniejszy shitstorm.
Tak jednak ją znalazł. W stanie nieco opłakanym, skuloną, pojękującą z każdym momentem, gdy próbowała się ruszyć. Zastanawiała się, czy żebra ma w jednym kawałku, ale chyba tak, bo to oparzenia bolały. Z takimi oparzeniami nijak pracować, trzeba będzie wziąć tydzień wolnego.
- Nie, nie dzwoń. Sama się przejadę, później. Jestem... cała - stwierdziła, dotykając zębów. Były w jednym kawałku, na swoim miejscu, chociaż na brodzie zaschła jej krew spływająca z rozwalonej wargi.
Norma niby nigdy się nie skarżyła, ale i nigdy nie miała powodów by się skarżyć. Nikt jej nigdy nie urządził w ten sposób. Ale chyba w tym stanie też by nie szukała pomocy u Rafaela. Zranił jej dumę. Ale teraz nie sądziła, że jest w stanie go odepchnąć. Za późno, już się nad sobą rozczuliła.
- Muszę po prostu dojść do mojej garderoby - dodała.
- Ale to zupełnie nie fair ! - powiedziała załamana i zła. Czemu ona ma płacić za jeden błąd który nawet nie jest jej? Ktoś musiał ją wrobić. Na pewno. A ten leń nawet nie chciał dokładnie przebadać sprawy czy dla niego 1,5 tyś to mało? To jakieś grosze które zupełnie go nie obchodzą? Przecież powinno mu zależeć na każdym zysku. Prawda?
OdpowiedzUsuń- Jestem pewna że jakby Mel niczego ci nie powiedziała to teraz nie byłabym pierwszą podejrzaną! Naprawdę zależy mi na tej pracy. A poza tym nie jestem głupia. - Dostała już nauczkę za tamte czasy. Nie zrobiła niczego. - Są tu przecież kamery prawda? - fuknęła
zła. - Ja nic nie robiłam a teraz idę tam gdzie mnie posyłasz. Czyli w diabły. - powiedziała wychodząc.
Cosima
[Pamiętam o punkcie 6! :)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że nie prowadzisz takich wątków, bo miałabym niezły pomysł, ale mniejsza ;P
Za to zgarniesz za nieodpisywanie Ari xd]
[Dziękuję za przywitanie :)
OdpowiedzUsuńCóż, rozumiem. Jeśli jednak kiedyś będzie ochota, a Rafael będzie potrzebował oryginalnej kreacji dla żony czy pań z Klubu Lucky, polecamy się na przyszłość!]
Samuli - projektant na każde życzenie
[No trudno :< Więc przyjaciele, tacy, którzy dogadują się na każdy temat i wspólnie piją po godzinach, tak? Czy jacy? :D
OdpowiedzUsuńI jaka karta? ;o]
Bardzo, bardzo smutna Adelaida
[A, już wiem jaka. To weź sprawdź w autorach, jako administrator możesz, nie chcę tu pisać tego maila :<]
Usuń- Jezu, nie wstydzę się, po prostu będzie mi wygodniej - wywróciła oczami.
OdpowiedzUsuńZebrała w sobie wszystkie siły i poderwała się w łóżka, nie na stojąco, tylko usiadła na brzegu, po czym chwyciła wosk zaschnięty na piersiach i zaczęła odrywać go od swojej skóry. Dobrze, że miała na sobie stanik, inaczej nieźle poraniłby jej sutki.
- Myślę, że chcę gnojka pozwać. Ale do tego muszę iść na obdukcję. Możesz zadzwonić po taksówkę? - zapytała rzeczowo, nie patrząc na niego, podniosła się, zrobiła kilka kroków, po czym zakręciło jej się w głowie, zachwiała się i złapała mocno za ramię Rafaela, by nie upaść.
Okropnie głupio się teraz czuła. Ona, niezwyciężona pierwsza suka grzesznego domu, chwiała się i łapała ramienia Salesa w poszukiwaniu pomocy... naprawdę, jej złość do gościa, który jej to zrobił jeszcze bardziej wzrastała.
- Rowerem raczej nie dojadę - dodała, próbując się uśmiechnąć, po czym obtarła stróżkę krwi, która właśnie pociekła jej z nosa.
[Co powiesz na wątek w stylu 'powrót siostry marnotrawnej'? Nie musi być miło, wręcz gniewnie. Mogą się pokłócić, co tam chcesz. :D]
OdpowiedzUsuńLieke
[Wątek będzie, oczywiście! Ale jutro dam pomysł, dzisiaj już padam, przepraszam.]
OdpowiedzUsuńAdelaida
Nie tego sie spodziewała, wszystkiego ale nie akurat tego. Poczuła się jakby uderzył ją w twarz, równie dobrze mógł to zrobic i jeszcze kazać jej spieprzać, może mniej by zabolało.
OdpowiedzUsuńSpuściła wzrok, przez parę długich minut wbijała wzrok we własne dłonie, które zaciskała mocno w pięści. Czuła jak paznokcie wbijaja jej się w skórę.
Miała wrażenie, że potraktował ją jak jedną z dziwek, która wpadła i to jej problem, że będzie miała dzieciaka. Uniosła na niego w końcu wzrok.
- Hmm...dzięki, tego mi było trzeba. Niema to jak zostać uderzonym słownie, ciekawa odmiana - burknęła wyraźnie zawiedziona i zła. Podniosła się, nie wzięła teczki, nie potrzeba było jej tych dokumentów. Nagle miała naprawde wszystko gdzieś. Rafael był zawsze wsparciem dla niej, dlatego rozmawiała z nim dużo, mieli dobry kontakt ze sobą, ale teraz to on ją zranił, a nie mężczyzna, którego podejrzewał o to. Kiedyś byli dla siebie ważni, aż za bardzo...później zeszło to na bezpieczny poziom, a teraz tego poziomu nie było.
Bez słowa ruszyła do drzwi, nie miała zamiaru pokazać, ze to zabolało. Była zbyt dumna i uparta, nauczyła się by nie okazywać ile rzeczy naprawdę celnie trafia.
[przez gardorobę miałam na myśli jej gabinecik, no, ale załóżmy, że jakoś się tam znaleźli :D]
OdpowiedzUsuńRozpięła stanik zalany woskiem i rzuciła go na podłogę, a potem ubrała na siebie sukienkę. Wysunęła spod biurka białe conversy i bez wiązania ubrała je, pakując sznurówki do środka butów. A potem powoli, z grymasem bólu na twarzy, ruszyła z Rafaelem w stronę drzwi. Tak marnie musiała wyglądać, chwiejąc się ciągle, że wziął ją na ręce i zaniósł do samochodu. Cóż, to było akurat bardzo miłe. Za miłe. Czyżby zrobiło mu się jej żal? A może miał jednak wyrzuty po ostatnim razie? Wiedziała przecież, że był taki niby wrażliwy na cierpienia kobiet. Może było mu po prostu głupio? Co innego uderzyć w pośladki kilkukrotnie, aż do zapłakania, jeśli to perwersyjna zabawa, a co innego uderzyć w złości w twarz. Prawda?
- Ochroniarz, który na to pozwolił też nie powinien oczekiwać premii świątecznej - mruknęła, zapinając już pasy. Gdyby od niej to zależało, to pewnie zrównałaby faceta z ziemią, zwalniając go, ale nie chciała w tym momencie walczyć jeszcze z Rafaelem, w końcu nie reagował zbyt dobrze na jej wizje tego burdelu, na jej wizje czegokolwiek - w końcu były jej. Jej pomysły to prawie jak próba przejęcia wszelkich względów w Domu Grzechu, a nie dało się ukryć, że Norma lubiła się w tym miejscu rządzić i szarogęsić.
[ Cześć. Tak błądzę po blogu i muszę przyznać, że w końcu trafiłam na coś interesującego. Czytając Twoją kartę, postać Rafaela mnie bardzo zaintrygowała, w związku z czym mam ochotę na niebywałą relację z tym Panem. Jeżeli lubisz komplikować życie swojej postaci, bądź jesteś zainteresowana napisz do mnie na maila : hello.mister.please.to.meet.ya@gmail.com]
OdpowiedzUsuńMama Normy była naturalną blondynką o wyrazistych, barwionych henną brwiach, silnie kontrastujących z jasnymi włosami i bladą cerą. Miała wąskie usta pomalowane na czerwono, a poza tym Normowe oczy i usta. Poruszała się z klasą i elegancją, ale było w niej przy tym coś matczynego, ciepłego. Przynajmniej w odniesieniu do Normy. Spojrzała na córkę i zmarszczyła czoło.
OdpowiedzUsuń- Źle się czuje?! - jęknęła i wzięła córkę w objęcia. - Jeśli ty to zrobiłeś, gnojku, to zapewniam cię, że zadbam o to, by ktoś cię wykastrował!
Podbite oko, zapuchnięta warga, Valerie nie była głupia. Od razu zgadła, że ktoś zrobił jej córeczce krzywdę i podejrzenia padły na Rafaela, a jakże. Od razu założyła, ze tak naprawdę jest chłopakiem Normy. Chłopakiem, który ją pięknie urządził, a teraz udaje skruszonego. A Norma od razu wiedziała o co jej chodzi.
- Mamo, uspokój się, Rafe mi pomógł. Jak wychodziłam z biura jakiś zbir z pracy się na mnie rzucił, nie chciałam oddać mu torebki - wytłumaczyła. Nie miała problemów z kłamaniem. Nie zastanawiała się długo, a jej twarz nie zdradzała żadnej wątpliwości. Od kilku lat przedstawia matce różne wytłumaczenia i jak na razie nigdy nie padły nawet najmniejsze podejrzenia o prostytucję. Co najwyżej o skłonność do agresywnych mężczyzn.
Valerie jednak nadal mierzyła Rafaela wzrokiem, ale w końcu twarz jej złagodniała. Wierzyła córce. Nigdy nie przyłapała jej na kłamstwie, może po prostu była naiwna - ale i mężczyzna, który stał w drzwiach nie wyglądał na groźnego. W razie problemów córka miała wspaniałą kolekcję noży. Do krojenia. O tych do knife-play nie miała pojęcia.
- Przepraszam, rozumiesz, jako matka się martwię. Wejdź proszę na kawę - przepuściła ich w korytarzu, sama za to przeszła do aneksu kuchennego, gdzie szykowała obiad i wstawiła wodę na kawę.
[Powiedzmy, że Lieke z ciekawości pokręci się koło Domu Grzechu. Usłyszała to i owo, odnowiła niektóre kontakty. Rafael na początku może jej nie poznać, w końcu mogą skonfrontować się na ulicy.]
OdpowiedzUsuńLieke
- Mamo, dotrzymaj naszemu gościowi towarzystwa, a ja pójdę się przebrać - rzuciła do rodzicielki, potem uśmiechnęła się do Rafaela bardzo w stylu "bad karma's a bitch" i wyszła do swojej sypialni. Matka Normy nie była tak wielkim utrapieniem jak jej córka, ale miała w sobie coś irytującego. Nie, nie była naburmuszona i złośliwa, po prostu... pełna entuzjazmu. Wesoło krzątała się po kuchni, poruszając biodrami w rytm "Rhiannon" Fleetwood Mac.
OdpowiedzUsuń- Byłeś u Normy przed remontem? Pewnie tak, skoro jesteście "przyjaciółmi", ona nie miewa przyjaciół, oprócz tej okropnej dziewczyny, Elisabeth. Wydaje mi się, że wtedy było tu o niebo lepiej. Teraz to miejsce wygląda jak... - ściągnęła wąskie usta w dzióbek, zastanawiając się jakie eleganckie słowo by tu pasowało. Dawniej mieszkanie było urządzone na biało z pastelowymi dodatkami, ale kilka tygodni temu Norma zrobiła w salonie i sypialni remont. Salon był pełen suszonych kwiatów i antyków. Główną atrakcją było dwumetrowe lustro podświetlone czerwonymi i fioletowymi lampkami... Valerie usiadła na ogromnej, czerwonej kanapie obsypanej poduszkami, trochę w marokańskim stylu i przypomniała sobie to słowo, nie mogąc znaleźć odpowiedniego zamiennika, który określał by jej ocenę tak dosadnie:
- No jak burdel po prostu!
Postawiła na drewnianym stoliku dwie filiżanki z kawą.
- Nie żebym była w takim przybytku uciech - dodała natychmiast i spojrzała na Rafaela. Widziała różnicę wieku między nim, a jej córką, ale nie przeszkadzało jej to. Taki odpowiedzialny - odwiózł ją do domu. I przystojny. Fantastyczna koszula! - więc pewnie i bogaty. W tym momencie Valerie wiedziała, że chcę go za zięcia.
- Wlasnie. Zdania Normy sie nie podwaza, Rafael wie co mowi - powiedziala ruda, otwierajac drzwi swojej sypialni, posylajac Rafaelowi znaczace spojrzenie. Smie udzielac rad jej matce, do ktorych sam sie nie stosuje?
OdpowiedzUsuńPreston wygladala teraz o wiele lepiej, odkad doprowadzila sie do porzadku. Zmyla makijaz ze spoconej twarzy, wiec wygladala o wiele swiezej, zwiazala wlosy i ubrala szorty i luzny podkoszulek z bardzo malym dekoltem i rekawkami, zeby zakrywal jej oparzenia. Na jej skorze juz pojawily sie siniaki, ale opuchlizna z wargi zeszla.
Usiadla przy stole, naprzeciwko Salesa, a jej mama jak na zawolanie postawila przed nia filizanke ziolowej herbaty.
- Slyszalam mamo jak narzekasz na moj "burdel" - mruknela i spojrzala z rozbawieniem na Salesa.
- Jestem przekonana, ze Rafaelowi podoba sie wystroj - dodala z jeszcze wiekszym usmiechem. Kto nie lubil burdeli?
- Jak to mezczyzni... Bez urazy oczywiscie - dodala, spogladajac na goscia corki. Oczywiscie, Valerie znala mezczyzn, wiedziala, ze cokolwiek im sie skojarzy z domem uciech, na pewno im sie spodoba. I jesli ktos by ja dyskretnie spytal, to uwazala, ze Norma pasuje do tego burdelu z tym nowym, okropnym kolorem wlosow. Taka byla piekna, jej coreczka, blond aniolek, a teraz wyglada w tym swietle jak prostytutka! Ale cos, przynajmniej droga prostytutka.
Norma nie miala pojecia o opini matki na temat swojego nowego koloru, ale gdyby to teraz uslyszala, prawdopodobnie by sie rozesmiala. Bo to byla najblizsze prawdy osadzenie przeciez, ale Valerie nie przyjmowala nawet do wiadomosci, ze jej corka by trudnila sie czyms takim. Tylko te wlosy...
[Wąąąąteeek <3]
OdpowiedzUsuń
OdpowiedzUsuńWestchnęła ciężko, musząc przyznać mu rację, pomimo wielu obiekcji jakie miała przed zabieraniem Hope do burdelu.
– A jak będzie starsza? – zapytała uparcie drążąc temat, mimo że prawie całkowicie ją przekonał. –Jak jej wytłumaczysz, że puszczanie się nie jest wcale dobre, skoro rodzice prowadzą taki a nie inny biznes? Tylko nie mów mi, że przynajmniej nauczy się wysoko cenić i tanio się nie sprzeda – uprzedziła zawczasu. Te myśli krążyły po jej głowie już jakiś czas. Najchętniej ukryłaby przed córką te informacje zwłaszcza dotyczące jej prostytucji. Pod tym względem Rafael był w lepszej sytuacji.
Czuła się ciężka siedząc mu na kolanach, zwłaszcza z dodatkowym bagażem i kilogramami, dlatego też wstała mu z kolan, pocałowała go w policzek i wróciła do kuchni. Zachowywała się dokładnie jak w pierwszej ciąży i w pierwszym roku po niej, gdy zrzucała nabyty nadmiar wagi. Nie czuła się ładniejsza, a wręcz przeciwnie, ciągle odnosiła wrażenie, że jest po prostu gruba i brzydka.
[Więc cieszę się, że nie zepsułam jej. (:
OdpowiedzUsuńMoże masz jakiś pomysł?]
Harper
[Cześć masz może ochotę na wątek?]
OdpowiedzUsuń[Ja też się cieszę, że go przejęłam ;] Dziękuję ślicznie za przywitanie, panie szefie.]
OdpowiedzUsuń- Daj mi udowodnić że to nie ja. Pozwól mi przejrzeć nagrania z kamer. Albo sam to zrób. Proszę. - była naprawdę zła, zestresowana i zdesperowana. Nie mogła stracić tej pracy. Przecież tak bardzo pragnęła ucieczki od dawnego życia po co miałaby do niego wracać ? To wydawało się zupełnie nielogicznie na pewno jak dla niej. Jednak co sobie on mógł pomyśleć? Co on o niej wcześniej myślał ? Nie wiedziała. Jednak nie chciała poddawać się tak łatwo.
OdpowiedzUsuńCosima
OdpowiedzUsuńNormalnie Deborah roześmiałaby się z przekąsem, ale dziś już nie chciała się z nim kłócić. Obrzydliwie bogaci. Tak, z pewnością. Wybrała Hope ubrania i jej się ubrać. Potem odbyły swój rytuał mycia ząbków, czesania, a na koniec związała dziewczynce dwie kitki na czubku głowy. Odprowadziła ją do korytarza, sadowiąc na szafce z butami.
– Odbiorę ją z przedszkola i wezmę do siebie do pracy – powiedziała. Z racji zbliżającego się terminu przebywała na urlopie, ale w związku z jutrzejszym upływem terminu składania nowego projektu każdy pracownik jej działu został postawiony na nogi, a ona jako jego kierownik nie mogła nie pozwolić sobie na nieobecność.
Stanęła przed Rafaelem zawiązując mu ponownie krawat i poprawiając kołnierz koszuli.
– Chciałabym, żebyś nas obie odebrał jak będziesz wracać z pracy. Z pewnością i tak nie urwę się stamtąd szybko, dyrekcja chce, żeby wszystko było dopięte na ostatni guzik. – cicho westchnęła, przytulając się do niego i całując go w usta. Brakowało im ostatnio chwil dla siebie.
[Witam szefa :) W takim razie nie mogę odmówić wątku, prawda? Hmm... Jako pracowniczce chyba nie wypada mi zbytnio proponować, ale... Może Harper miałaby szczególne względy u Rafaela? Nie chodzi mi oczywiście o sprawy łóżkowe, ale... Pewnie w normalnym świecie w burdelu nikt by nie trzymał ciężarnej tak długo, a Warren nadal tu tkwi i ma sie dobrze. Możesz przybliżyć relację albo miejsce spotkania, a ja bym zaczęła :)]
OdpowiedzUsuńHarper
Deborah odwróciła wzrok i ucałowała Hope w czoło, otwierając im drzwi.
OdpowiedzUsuń– Jedźcie już, bo się spóźnicie – powiedziała popędzając ich. Złapała jeszcze Rafaela za rękę, ucałowała jego dłoń i westchnęła cicho. – Kocham Cię – dodała na pożegnanie. W duchu obiecała sobie, że przy następnym spotkaniu opowie mu o wszystkim. Powie mu prawdę.
Wieczorem zaczęła rodzić. Siedziała właśnie nad załadowaniem oprogramowania do systemu, gdy poczuła, że odeszły jej wody. Mały wybrał sobie najgorszy z możliwych momentów. Potem wszystko potoczyło się już szybko. Któryś z jej pracowników zadzwonił pod 911, a jedna z kobiet trzymała jej głowę na swoich kolanach szepcząc uspokajające słowa i robiąc wszystko co kazał dyspozytor w słuchawce. Urodziła w karetce co chwilę pytając czy ktoś zajął się jej córeczką i powiadomił Rafaela. W szpitalu nie chciano go wpuścić ani powiadomić o stanie Deborah i dziecka, bo formalnie nie byli spokrewnieni ani spowinowaceni. Poród odbył się przed terminem, lekarz go odbierający miał problem z zatrzymaniem krwotoku i musiano przetoczyć kobiecie krew, lecz koniec końców położono ją na sali z innymi matkami i ich dziećmi, kładąc na jej piersi małego chłopczyka o pięknych oczach. Tak podobny do ojca...
[Świetny pomysł, ale niestety w takim wypadku chyba musisz zacząć :)]
OdpowiedzUsuńHarper
- Ja ciebie też - odparł, ściskając lekko jej dłoń. Pomimo tego, że byli już prawie pięć lat razem, chyba wciąż był w niej zakochany jak w nikim innym nigdy wcześniej. A Hope tylko umocniła te uczucie.
OdpowiedzUsuńDzień w pracy minął mu bardzo szybko. Gdy już powoli zaczął się pakować zadzwonił telefon. Dowiedział się, że Debby rodzi. Przez parę minut trzymał słuchawkę w dłoni jakby totalnie nieobecny, ale już trzy minuty później siedział w aucie i przedzierał się przez zatłoczone ulice amsterdamu łamiąc prawdopodobnie wszystkie możliwe przepisy. Musiał jeszcze odebrać córkę z biura Debby i przy okazji wziął torbę, o której zapomniała.
Hope była zmęczona i chyba skołowana tym, co się działo na tyle, że zasnęła mu na ramieniu. Postanowił odwieźć ją do domu i zadzwonić po opiekunkę, która odwiedzała ich co prawda rzadko, ale była bardzo miłą, starszą panią i mieli do niej zaufanie. Zdał sobie sprawę, że jego telefon został w biurze, a więc zaczął grzebać w torebce Debby w poszukiwaniu jej telefonu. Natrafił na kopertę która na początku nie przykuła jego uwagi, a jednak rzucił mu się w oczy drukowany napis DNA . Pomimo tego, że nie chciał zobaczyć tego, co jest w środku to jednak nie wytrzymał.
Aż przysiadł z wrażenia gdy zobaczył to, co jest w środku.
Był ojcem.
No ale to chyba jasne, że on jest ojcem?
I czemu tu pisze Blake Carter?
Szybko połączył fakty.
Mała przywędrowała i przytuliła się do jego boku. W tym momencie już nawet nie był pewny, czy ona jest jego córką...
Wstał.
- Połóż się spać, Hope - odparł, o dziwo, chłodnym tonem. Mała posłusznie pomaszerowała do łóżka. Zadzwonił po opiekunkę a sam pojechał do szpitala. Stwierdził, że jeszcze trochę poczeka z tą rozmową.
Wszedł na salę Debbie i ujrzał ją, z jego synkiem na piersi. I pomimo tego, że żal i złość rozrywały mu serce, to i tak był szczęśliwy i te szczęście malowało się w jego oczach. Pogłaskał chłopca po malutkiej główce i wziął go delikatnie na ręce. Czuł się, jakby trzymał laleczkę z porcelany. Chłopiec był spokojny, spojrzał na tatę swoimi wielkimi, niebieskimi oczyma i wyciągnął rączki.
OdpowiedzUsuńUśmiechnęła się, gdy w końcu go zobaczyła stojącego w progu sali. Niechętnie oddała mu chłopca, bo sama dopiero co przed chwilą go dostała w swoje ramiona. Podciągnęła się na łokciach, żeby usiąść, choć ból rozrywał ją od środka i zrobiła mu miejsce na brzegu łóżka.
- Co z Hope? - spytała najpierw interesując się losem córki, choć nie wątpiła, że dobrze się nią zajął i dziewczynka prawdopodobnie śpi teraz w domu pod opieką Ariany lub opiekunki.
Deborah widziała, że się od siebie odsuwają, a on spędza coraz więcej czasu w pracy, poświęcając rodzinie najmniej uwagi i czułości. Znała powód, widziała rozerwaną kopertę z wynikami badań DNA i wiedziała, że poskładał wszystko w całość. Mimo to nie potrafiła z nim porozmawiać w duchu licząc, że wszystko się ułoży. Że rozejdzie się po kościach, a on jej wybaczy.
OdpowiedzUsuńUsłyszała jego krzyk w sypialni, gdy usypiała Gabriela. Zbudzony hałasem malec obudził się i zapłakał, a już po chwili przybiegła do niej rozpłakana i przerażona Hope, które zupełnie nie rozumiała tego, co się dzieje. Debbie uspokoiła oboje dzieci, udało jej się też położyć je do łóżka. Dopiero wtedy pojawiła się w salonie siadając obok niego na kanapie.
- Nie wyżywaj się na niej - powiedziała cicho nieśmiało i niepewnie spoglądając w jego stronę. Nie wywlekała argumentu, że sam zdradzał niejednokrotnie. To nie był żaden argument w jej oczach.
- Ale porozmawiaj ze mną... Proszę...
[hmm...jest sens bym upominała się o wątek?]
OdpowiedzUsuńArianna
[ A dziękuję bardzo za powitanie. :) Na razie też nie mam pomysłu na wątek, ale znając życie coś tam kiedyś do głów nam wpadnie :)]
OdpowiedzUsuńTajga
Zacisnęła zęby i wyłączyła telewizor przyciskiem pilota.
OdpowiedzUsuń– Wiem, że jesteś wściekły i masz do tego prawo – powiedziała powoli. Zwykłe „przepraszam” tu nie wystarczy. – Ale nie chcę stracić tego, co budowaliśmy przez te kilka lat. – musiała się powstrzymać, żeby nie zapłakać nad swoją głupotą i tym, co zrobiła. Ale to minęło, nie istniało już od roku. Było przeszłością, która miała nigdy nie wyjść na światło dzienne.
– Nie chcę stracić ciebie – dodała cicho nieśmiało dotykając jego dłoni opuszkami palców. – Powiedz mi co mam zrobić, żebyś mi wybaczył.
W momencie, gdy splótł jej dłoń ze swoją pękła. Wtuliła swoją twarz w jego ramię, objęła go ramionami mocno się do niego przytulając i rozpłakała się szczerze, pełna poczucia winy i wstydu, że zrobiła to, czego zawsze obawiała się z jego strony.
OdpowiedzUsuń– Przepraszam – wyszeptała pomiędzy szlochem, przyciskając go coraz mocniej jakby bojąc się, że w może go stracić w jedną chwilę wraz ze słowami, że od niej odchodzi, bo go zdradziła. Nie chciała go puścić, bo puszczenie go oznaczało utratę. Kochała go jak nikogo innego, był dla niej całym światem. Stworzyli rodzinę, dwoje najpiękniejszych dzieci i uczucie, które nie było już tylko emocją, fajerwerkami i motylami w brzuchu, ale pełnią stabilizacji i wzajemnej adoracji.
Odsunęła się na dźwięk tych słów, spoglądając mu w oczy z rozdzierającym serce bólem. Na jego ponowne zaufanie będzie musiała mocno zapracować.
OdpowiedzUsuń– Rafael – westchnęła cicho, zastanawiając się jak najlepiej ubrać w słowa to, co chciała mu przekazać. – Ja się nigdzie nie wybieram. Nigdy się nigdzie nie wybierałam, to był... Kryzys. – przełknęła ślinę zbierającą jej się z nerwów w ustach. – Ale nie przestałam cię kochać, zaczęłam doceniać mocniej, gdy zrozumiałam, ile mogę stracić przez własną głupotę. – nie kłamała, mówiła prawdę i miała nadzieję, że on w to uwierzy.
– Dzieci są twoje, jeśli masz wątpliwości.
OdpowiedzUsuńZabolało. Uderzył prosto w jej czuły punkt. Chciała się wytłumaczyć, miała zamiar powiedzieć mu wszystko, ale przez pojawienie się Hope w salonie zrezygnowała. Dziecko nie powinno uczestniczyć w ich sporach i kryzysach, a już z pewnością słyszeć tłumaczeń matki ze zdrady. Bez słowa wstała z kanapy i zostawiła ich samych, udając się do łazienki. Zamknęła za sobą drzwi i stłumiła swój płacz wtulając twarz w ręcznik. Nawaliła na całej linii. Wytarła policzki i opłukała twarz zimną wodą. Mogła spieprzyć cały ich związek, więc teraz musi zrobić wszystko, żeby go nie stracić.
Zebrała się w sobie i wróciła do sypialni, przebierając się w koszulę nocną. Zajrzała jeszcze do kołyski Gabriela, upewniając się, że śpi on w najlepsze. Nie znalazła w sobie tyle odwagi, żeby wejść do salonu i sprawdzić, czy Hope wciąż śpi Rafaelowi w ramionach i czy mężczyzna przyjdzie dziś spać razem z nią. Przykryła się kołdrą i zasnęła, czyniąc to z niemałym trudem.
Wizyta w klinice była upokarzająca. Co to bowiem świadczyło o kobiecie, która przychodzi wraz ze swoim chłopakiem potwierdzić jego ojcostwo wobec dziecka, które ma już kilka lat? I jak wytłumaczyć dziewczynce, dlaczego ta pani w białym fartuchu musi pobrać jej trochę śliny z ust? Deborah miała ochotę spłonąć i zapaść się pod ziemię. Robiła to tylko dlatego, że potrzebowała Rafaela u swojego boku. Potrzebowała mężczyzny, którego kochała ponad swoje życie i dla niego była w stanie zrobić wszystko.
OdpowiedzUsuńJak na kilka dni spakował dużo ubrań. Sms wzbudził w jej żołądku ucisk, którego nie rozwiązały obejmujące ją ramiona Hope, ani wesołe gaworzenie Gabriela. Bez Rafaela nie miały one znaczenia. Po przysłaniu wyników wysłała Rafaelowi zdjęcie, licząc, że będzie to jeden z kroków do ich zejścia się. Hope wciąż pytała o tatę, Gabe wyczuwał jej roztrzęsienie i całymi dniami płakał nerwowo. Debbie miała tego serdecznie dość. Płakała po nocach i w każdej chwili, w której dzieci nie patrzyły ocierała ukradkiem łzy. Obracała telefon w dłoni i w końcu napisała kolejnego sms-a. Tym razem bez wyjaśnień, bez zapytań o samopoczucie. Krótko i zwięźle. Wróć.
OdpowiedzUsuńZachował wobec niej obojętność, gdy zobaczył ją w drzwiach, ale wrócił, a to było krokiem w przód. Zamknęła za nim drzwi i cicho podążyła do salonu spoglądając z cichą zazdrością na ciepłe powitanie ojca z córką. Jeśli jednak miał zostać z nią tylko dla dzieci to musiała cieszyć się, że chociaż tyle będzie mieć z dawnego życia.
Wróciła do kuchni, gdzie gotowała obiad na co nie miała czasu pracując zawodowo. Zapach smażonego kurczaka roznosił się właśnie po całym domu, gdy śpiący dotąd w foteliku Gabriel rozbudził się, głośno domagając swojej porcji obiadu. Zdjęła patelnię z ognia, żeby nie przypalić mięsa i wzięła syna na ręce, podciągając koszulkę i ściągając stanik, żeby móc przystawić małego do piersi. Nauczyła się robić wiele rzeczy naraz, więc karmiąc wyciągnęła talerze z szafki i przygotowała sztućce. Hope przybiegła do kuchni, żeby jej pomóc i przygotowała stół do wspólnego posiłku. W stronę Rafaela Deborah nie chciała patrzeć.
OdpowiedzUsuńPrzestała karmić chłopca i podała go Rafaelowi wręcz wymuszając na nim, żeby wziął go na ręce i zaczął masować jego plecki, pomagając mu w przetrawieniu mleka. Jej wyraz twarzy wskazywał na skrajne wymęczenie, ale też na cichą złość, skierowaną już nie tylko na nią samą, ale też powoli i w jego stronę. Uciekał od problemu, to ją drażniło.
– Siadaj – poleciła mu tonem, który nie znosił sprzeciwu. Tonem, który był wyrozumiały w wielu kwestiach, ale nie w tej. Hope zaniosła właśnie sztućce do salonu, więc Deborah skorzystała z tej chwili i nachyliła się w stronę Rafaela, zwracając się do niego szeptem, żeby dziewczynka nic nie słyszała. – Usiądziesz i zjesz z nami obiad, a potem weźmiesz Hope na spacer, pobawisz się z nią, albo pohuśtasz. Spędzisz z nimi czas, bo wierzysz w to czy nie, ale są twoimi dziećmi i potrzebują ojca w swoim życiu. – zamilkła, gdy dziewczynka pojawiła przy nich z wesołym uśmiechem zadowolona ze swojej, o dziwo dobrze wykonanej pracy. Debbie odwróciła się biorąc talerz z potrawą niosąc ją na stół. Nie odwracała się w stronę Rafaela. Jeśli teraz wyjdzie prawdopodobnie zniszczy ostatnią szansę na naprawę ich związku i wtedy już nie tylko ona będzie winna temu rozpadowi.
Trafił w czuły punkt, ale posłała mu tylko poirytowane spojrzenie i bez słowa usiadła do stołu. Posiłek spędzili w milczeniu przerywanym tylko przez pytania Hope i ciche gaworzenie Gabriela z fotelika.
OdpowiedzUsuńPomimo napiętej atmosfery cieszyła się z jego obecności, która tak dobrze wpływała na ich dzieci. W końcu posnęły zmęczone, a ona ujrzała go przysypiającego nad kołyską gdy weszła do pokoju.
– Możesz iść spać do naszej sypialni – zaproponowała akcentując wyraźnie to jedno słowo. Chciała z nim porozmawiać, w końcu porozmawiać i wyjaśnić sobie kilka rzeczy chociażby to, jak długo trwał romans. Posądzając ją, że zdradzała go od samego początku sprawiał jej większy ból, niż mógł sobie wyobrazić, a traciła już argumenty, które pozwoliłyby ratować ten związek. Rozumiała, że potrzebował czasu, ale odtrącając ją, ranił dzieci, które nie rozumiały dlaczego ojciec nie chce już z nimi spędzać czasu. Czy miała walczyć o popołudnia jak te za każdym razem?
– Pracuję, więc będziesz miał ją swobodnie dla siebie – dodała jeszcze odwracając się i wracając do salonu.