2014/06/06

Życie, które łat­wo jest zep­suć, a nap­ra­wić tak trudno.

Cosima Pillsbury 
25 l. 
"Recepcjonistka"

Witaj w Domu Grzechu, czego pragniesz? 

Kłopot, to jej drugie imię.  Dwadzieścia pięć lat, nie robienia niczego dobrego. Owoc zdrady, idealnego ojca. Przyrodnia siostra Melissy Herdonale,  jedyna rozumująca istota. Pomoc potrzebna od razu, w szybkim i cichym zniknięciu z kraju. Recepcjonistka w Domu Grzechu, dzięki Mel! Druga szansa, nie spierdol tego. Chojnie przez naturę obdarzona, czy możesz w końcu przestać wgapiać się w mój dekolt? Taki muzyczny potencjał, zmarnowany. Próbuje studiować, próbuje naprawić swoje życie. Chodzi na terapię, miejsce prawdy. Pracuje, prawie tak dobrze jak Mel. Prawie... Prawie nikt nie wie co było wcześniej i może lepiej niech tak zostanie. Miłość rośnie wokół nas, nie ma miłości. Próbuje tak wielu rzeczy z różnym skutkiem. Wiele słabości. Do brunetów, do czekolady, do swojego "uzależnienia", do myszkowania po kątach. Przeszłość zostawiła za sobą, ta jednak jak mordoklejka się ciągnie. Codzienny uśmiech tak, optymizm wprost ją rozsadza. Obiecała siostrze, że będzie grzeczna, korci do powrotu do starych nawyków. Nie składa łabędzi, szuka nowych sposobów do kantowania w karty.

Jak długo sekret, sekretem zostanie? 

____________
Krótko jest. Jak będzie czas to się pozmienia.
Do wątków Cosima zaprasza ;3
Buźka - Kat Dennings
Cytat - Zofia Nałkowska
Taak oto siostra Melci <3 

59 komentarzy:

  1. [A jasne! Uznajmy, że ze względu bezpieczeństwa i podniesionych standardów wejście do pokoi burdelowych otwierane jest bezpośrednio przez przycisk u Recepcjonistki lub na kartę magnetyczną. Ot tak, coby obcy nie wchodzili i wszystko było pod kontrolą. Debbie przychodzi do DG z małym Gabem w nosidełku, a że nie jest pracownikiem DG to czeka sobie grzecznie w recepcji na Cosimę, żeby ta ją wpuściła. Mogą sobie poplotkować lub... cokolwiek.
    Albo Deborah pomaga jej w pracy, bo wiadomo, że pierwsze dni obfitują w wielu klientów i ogromne zainteresowanie. Kobiety mogą mieć problem z natarczywym klientem, prostytutką o wydumanym ego...]

    OdpowiedzUsuń
  2. [Więc Witam ;d
    Pomysł tamten jest dobry bo tutaj się przeczkole może naprawdę zrobić za jakiś czas, chyba że sie mylę xD
    wątek jakiś?]

    OdpowiedzUsuń
  3. [W sumie to będę trochę tęsknić za Mel :< Ale Cosima też jest fajna :D Co piszemy?]

    Rafe

    OdpowiedzUsuń
  4. [No to dawaj o co mógłby ją podejrzewać ;D]

    Rafe

    OdpowiedzUsuń
  5. [A dziękuję bardzo ;) Witam!]

    Nadia

    OdpowiedzUsuń

  6. Była w dziewiątym miesiącu ciąży i nie powinna w ogóle zjawiać się w Domu Grzechu, żeby pomagać w pracy. Termin miała wyznaczony za półtora tygodnia i im bardziej się zbliżał, tym bardziej potrzebowała pracy, żeby nie myśleć o porodzie. Pomagała więc nowej recepcjonistce, czasem którejś z dziewczyn, gdy potrzebowały jej pomocy w konkretnej sprawie.
    Wyszła na chwilę na zaplecze, żeby zaparzyć sobie i Cosimie herbaty, więc wracając do recepcji trzymała dwa kubki z gorącą herbatą.
    - W czym problem? - spytała ze spokojem stawiając kubki na blacie biurka i składając papiery w jedną kupkę. Biurko miało wysoki kontuar, dzięki czemu komputer, jak i dokumenty były zasłonięte przed wścibskimi oczami klientów, a przy tym dawało to, względnie jakąś ochronę przed natarczywymi osobnikami. Wysłuchała pokrótce co się dzieje i w czym jest problem po czym powtórzyła słowa Cosimy proponując inną prostytutkę tej samej klasy i za tę samą cenę. Gdy to nie pomogło nie zamierzała dalej prowadzić tej dyskusji.
    - Ta dziewczyna została zarezerwowana wcześniej przez innego klienta. Jak już mówiłam może pan...
    - Gówno mnie to obchodzi, ja znam szefa tego miejsca do kurwy nędzy, chcę tej jebanej dziwki i żadnej innej! - Deborah powstrzymała krzywy uśmiech i wcisnęła przycisk wzywający ochronę. Nie było sensu się kłócić z kimś takim, zwłaszcza, że próbował użyć najtańszej sztuczki świata nie wiedząc, że ma przed sobą dziewczynę szefa, która bynajmniej nie znała go jako znajomego Rafaela. Usiadła w fotelu jak tylko zauważyła pospieszającego w ich kierunku ochroniarza, który zajął się kłótliwym klientem wyprowadzając go pomieszczenia i wyrzucając za drzwi. Dom Grzechu startował od nowa i nie mógł sobie pozwolić, żeby to klienci ustanawiali reguły. Burdel miał wystarczająco dużo problemów przez ostatnie kilka lat, żeby pozwolić sobie na nowe sprawy sądowe.

    OdpowiedzUsuń
  7. [Hej, cześć :) Jakiś pomysł na wątek?]

    Finna.

    OdpowiedzUsuń
  8. [Właśnie nie bardzo, u ciebie też brak pomysłów?]

    Viktor Vermaelen

    OdpowiedzUsuń
  9. Tej nocy nie pilnował porządku wewnątrz lokalu, ale stał na bramce i podejrzliwie łypał na każdego, kto chciał wejść do środka. Nawet na stałych klientów, ale w ich przypadku poprzestawał jedynie na podejrzliwym spojrzeniu, bo akurat ich wpuszczał bez problemu. Oczywiście, część spośród tych, których nie kojarzył, również, ale zdarzali się ludzie, którzy już na starcie tracili. Zatrzymywał każdego, kto wydawał mu się agresywny, wykluczał wszystkich będących pijanymi.
    Przez dłuższą chwilę nikt nie próbował dostać się do klubu, więc Viktor pozostawał bierny. Ze znudzeniem oparł się o ścianę i leniwie obserwował otoczenie. Popadł w jakiś rodzaj stagnacji i chociaż widział w oddali nadchodzącą postać, ocknął się dopiero wówczas, gdy – jak się okazało – kobieta znalazła się całkiem blisko niego.
    Zlustrował ją oceniającym spojrzeniem. Wydawała się raczej drobna i delikatna, chyba nie była pod wpływem czegokolwiek, a także istniała mała szansa, że należy do brutalnych osób. Jednak w jej twarzy było coś takiego, co Viktorowi skojarzyło się ze zwiastunem kłopotów. Wiedział doskonale, że pewne niewiasty potrafią namieszać dużo bardziej niż popędliwy mężczyzna o wymiarach szafy trzydrzwiowej...
    Zagrodził jej wejście.
    – Czego pani szuka? – zapytał szorstko.

    Viktor Vermaelen

    OdpowiedzUsuń
  10. Wbrew pozorom od ochroniarza wymagano czegoś więcej niż tylko siły fizycznej. Praca w tym zawodzie wyostrzyła w Viktorze zmysł obserwacji. Uważnie przyglądał się wszystkim gościom, niezależnie od tego, czy przychodziło mu stać na bramce i decydować, kto wejdzie, a kto nie, czy też czuwać w środku i zapobiegać ewentualnym burdom. Nauczył się już szybko dostrzegać objawy niepożądanego zachowania u klientów, a także zdawało się, że intuicyjnie wyczuwał, kto może sprawiać problemy. Jeśli chodzi o tych, którzy ostatecznie, ze względu na jego interwencję, nie weszli, nie dało się powiedzieć, czy przewidywania były słuszne, natomiast czasem decydował się na uważanie na kogoś, kto został wpuszczony przez innego ochroniarza, i wzmożona uwaga okazywała się odpowiednim pomysłem.
    Radził już sobie z aroganckimi typami, którzy myśleli, że świat leży u ich stóp i powinni zostać dopuszczeni do środka zawsze i wszędzie, a jeśli ktoś zdecyduje inaczej, to tylko ze względu na przypadek. Zagrodzenie wejścia tej kobiecie nie było przypadkowym ruchem ze strony Viktora i kiedy mężczyzna usłyszał jej słowa, upewnił się w myśleniu, że jego decyzja była prawidłowa. Sztuczność jej uśmiechu i agresywny ton nieudanie stylizowany na miły głos nie uszły jego uwadze.
    – A ja nie muszę cię wpuszczać – odpowiedział ostro, nie ruszając się ani na milimetr. – Musisz stąd odejść – dodał, mając nadzieję, że kobieta go usłucha. W innym przypadku będzie musiał użyć rąk.

    Viktor Vermaelen

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie zainteresowały go jej słowa. Jego praca polegała na pilnowaniu porządku, a jak powszechnie wiadomo lepiej nie dopuścić do powstania bałaganu niż potem zabrać się za jego sprzątanie. Czyli wszystko sprowadzało się do gaszenia źródeł ewentualnych konfliktów już w zarodku. Prawda była taka, że kiedy stał na bramce, był panem samym sobie. Nie musiał bezwzględnie wszystkich wpuszczać. Oczywiście, zobowiązany był do przeprowadzania pewnych kalkulacji – co się bardziej opłaca. W końcu każdemu zależało na tym, aby klientela była rozbudowana, żeby w środku siedziało mnóstwo osób. W końcu wiązały się z tym zyski. Z drugiej strony, gdyby wpuszczać każdego jak leci, zrobiłby się burdel w znaczeniu niedosłowny, bo dosłownie to tam rzeczywiście był. W każdym razie, należało robić przesiew.
    Tekst o szefie go nie ruszył. Nie było żadnej listy, więc kobieta nie mogła się na niej znajdować, a co za tym idzie – nie musiał jej wpuszczać. Nie wyglądała też na stałego klienta czy też jakąś sławę, która wejściówki ma dosłownie wszędzie. Dodatkowo sprawa była o tyle błaha, że szef tak wielkich kompleksów Domu Grzechu nie powinien interesować się takimi błahostkami. Zastanawiające było też to, jak niby zwykła osoba zamierzała uzyskać z właścicielem kontakt.
    Mogła więc sobie gadać na zdrowie, jej sprawa, może lubi wysyłać słowa w eter. Zastanawianie się nad upodobaniami ludzi, którzy zamierzali wejść, nie leżało w kompetencjach Viktora.
    – To przesuwaj – powiedział beznamiętnie i wzruszył ramionami. Nie wyobrażał sobie, co ta kobieta musiałaby zrobić, aby go przesunąć. Był w końcu wysoki, choć szczupły, to nie chuchrowaty, no i silny.

    Viktor Vermaelen

    OdpowiedzUsuń
  12. Rafe niezbyt ufał Cosimie. On ogólnie był niezbyt ufny w stosunku nowych pracownic - Mel powierzał już większość swoich zadań bez obaw, że zrobi mu jakiś przekręt, dlatego naprawdę był niezadowolony, gdy poinformowała go, że nie wróci do pracy. Przyjął jej siostrę, ale miał do niej dystans bo Mel powiedziała mu o niej parę faktów.
    Ostatnio miał wrażenie, że wraca do niego za mało pieniędzy. Podejrzenie od razu padło na Cosimę, w końcu Mel powiedziała mu, że ma lepkie ręce i to ona trzymała wszystkie pieniądze, a pod koniec dnia mu je dawała. Poprosił swoją sekretarkę, by przyprowadziła ją do biura a sam wygodnie się rozsiadł z papierami, na których miał rozpiskę ile pieniędzy powinno do niego dotrzeć, a ile dotarło.

    OdpowiedzUsuń
  13. Naturalnie, nie czytał w jej myślach i nie potrafił na podstawie tak krótkiego spotkanie dowiedzieć się o pewnych cechach jej charakteru, ale gdyby to umiał, stwierdziłby, że z całą pewnością podjął słuszną decyzję. Ktoś, kto woli iść okrężną drogą, tylko po to, by powodować zamieszanie? Ktoś, kto jest magnesem na kłopoty? O nie, taki człowiek nie powinien mieć dostęp do klubu Lucky.
    Kiedy kobieta zdecydowała się wykonać atak na wejście, Viktor podirytował się. Może i miała szansę, aby przecisnąć się przez niewielką szparę, chociaż jej pokaźny biust pewnie by jej sprawę utrudnił. Drugą przeszkodą był ochroniarz, który nie zamierzał bezczynnie stać i przyglądać się, jak niepożądany obiekt próbuje przecisnąć się do środka. A możliwość, by go z jego pozycji usunąć, nie była wielka w przypadku mniejszej kobiety.
    Viktor nie należał do osób delikatnych, nie lubił delikatnych zabaw i cackania się z delikwentami. Najzwyczajniej w świecie chwycił za ramiona kobietę i odciągnął ją od wejście. Chociaż nie włożył w tę czynność więcej siły niż było potrzebne, do subtelnych na pewno nie należał. Miłe przeżycie to-to na pewno nie było. Wciąż trzymając ręce na jej ciele, powiedział stanowczo:
    – Proszę stąd odejść.

    Viktor Vermaelen

    OdpowiedzUsuń
  14. Wiedział, że z chwytaniem ludzi trzeba uważać, bo zaraz ktoś może pozwać go o stosowanie przemocy czy też o próbę gwałtu. Ludzie czasem mu tym grozili, jednak nigdy nie zdarzyło się, aby ktoś swoje słowa przekuł na czyny. Ale trzeba było uważać, to fakt. Trudno uznać, że Viktor przestraszył się, ale puścił kobietę. Prawdopodobnie zrobiłby to i wówczas, gdyby nie wspominała o zgłoszeniu sprawy.
    Nie czuł się w obowiązku odpowiedzieć, co myślał na temat jej stroju i nachalności. Widział tu już naprawdę przeróżnych ludzi. Mógł obserwować takich, co naprawdę dziwnie się ubierali, a niektórzy o wiele bardziej agresywnie próbowali sforsować wejście. Toteż zachowanie i strój owej kobiety zbytnio go nie zdziwiły, ale nie zamierzał jej tego tłumaczyć, za to odniósł się do innych słów.
    – Jako kto niby pracujesz? – zapytał. – Słabo pasujesz na striptizerkę.
    Każdy głupi mógł powiedzieć, że tu pracuje, a jakoś nikt nie potrafił tego udowodnić. Zresztą, skoro to było miejsce jej pracy, dlaczego niby korzystała z wejścia dla KLIENTÓW?

    Viktor Vermaelen

    OdpowiedzUsuń
  15. [I zrobiłaś mi smaka na wino truskawkowe, dziadu jeden! ;( Chyba sobie zjem truskawek. A myślisz, że jak je zaleję winem winogronowym to będzie podobnie smakować do wina truskawkowego? :D
    Kosia ma cudowną mordeczkę, chcę z nią wątkować! Masz jakiś pomysł? :)]

    //Normusia

    OdpowiedzUsuń
  16. Stwierdziła, że nie jest striptizerką, a jednak odpięła guzik, jakby zamierzała się rozbierać. To byłoby ciekawe, kobieta, która zrzuca ubrania na ulicy, aby zostać wpuszczoną do środka, tego jeszcze nie grali. Viktor uśmiechnął się półgębkiem, ale nic nie powiedział. Chętnie by zobaczył tę kobietę nago, czemu nie, wydawała się mieć bardzo ładne ciało, ale i tak by jej nie wpuścił.
    Sugestia, że kobieta jest prostytutką, zdziwiła go. Odrzucił ją prędko – raz, że one nie pracowały w klubie Lucky, tylko nieco innym kompleksie, dwa, że nie wierzył w możliwość, że którakolwiek zamierzałaby wejść wejściem dla klientów. Poza tym strój bardzo nie pasował do typu ubrań, które przywdziewały na siebie prostytutki.
    – Brak pieniędzy jest już twoim problemem – odparł, pozostając niewzruszonym. – Zawsze możesz iść się kurwić na ulicę – zasugerował pomocnie, wyginając przy tym usta w krzywym uśmiechu.

    Viktor Vermaelen

    OdpowiedzUsuń
  17. Szczerze? Cosima o wiele bardziej jej pasowała na recepcji. Cosima miała wielkiego cyca, ba!, dwa wielkie cyce, klienci nie odrywali od tych cyców oczu, więc i chętniej robili rezerwacje, chętniej się rwali do płacenia, rozochoceni pięknie wyeksponowanym dekoltem brunetki. Norma czasami się zastanawiała, czy w podaniu o pracę w "predyspozycjach" Cosima umieściła rozmiar swojej miseczki. Jasne, że to seksistowskie, ale na boga to burdel był! Burdel, nie liga obrony praw kobiet. Wyzyskiwanie kobiecych atutów było w tym miejscu przecież głównym interesem!
    Norma po kolejnej awanturze z szefem uznała, że pora zaznajomić nową recepcjonistkę z tym, jak się robi Salesowi na złość i że jest to jej nowym obowiązkiem. I chociaż oficjalnie recepcja nie pracowała dla niej i mogła rozdawać dyspozycje jedynie dziwkom, to i tak czuła się na tyle ważna, że nie widziała problemu w małym sabotażu. Kilka dni po awanturze z Rafaelem, gdy Cosima kończyła pracę o tej samej porze, co Norma, padłą decyzja o rozmowie.
    Rudzielec przyczaił się niekoniecznie dyskretnie przy drzwiach, odpalił wiśniowego papierosa, zaciągając się z lubością. Kilku przechodzących obok mężczyzn zaczęło ją zaczepiać. Byli pijani i było widać po nich, że nie stać ich na Dom Grzechu. Pewnie turyści. Na sprośne komentarze odpowiedziała jedynie środkowym palcem. Czuła się bezpiecznie, przy drzwiach stał dosyć napakowany ochroniarz, tylko by podeszli, mięśniak zaraz wkroczyłby do akcji.
    - Co-si-ma - przegłoskowała imię dziewczyny, widząc ją w drzwiach. - Ciekawe imię, naprawdę, chyba nie znam nikogo kto tak się nazywa - stwierdziła i strzepała popiół na ziemię. - Wiem, że jest trochę późno, ale nie masz ochoty wybrać się ze mną na drinka? Ja stawiam - uśmiechnęła się przyjaźnie. Cosima jeszcze jej nie znała. Nie wiedziała, że Norma prawie nie pije, nie szuka przyjaźni i nie jest ujmująco miła i przyjazna tylko gdy coś jej chodzi po głowie. I chociaż Norma miała też zalety - to wcale nie tak, że była najzłośliwszym i najbeznadziejniejszym człowiekiem na ziemi! - rzadko one się objawiały. Po prostu była kiepska w zawieraniu przyjaźni. Ale liczyła jednak na to, że dziewczyna nie słyszała jeszcze o niej niczego złego. I że uda jej się zyskać sojusznika.

    //Norma

    OdpowiedzUsuń

  18. Deborah uśmiechnęła się ciepło w stronę dziewczyny i podsunęła jej kubek z herbatą, swój stawiając pod ręką, ale z dala od ważnych dokumentów. Usiadła na krześle i przejrzała papiery, o które pytała Cosima po czym wykonała kilka podpisów, które teoretycznie powinien zrobić Rafael. Ale kto o to dbał? Jeśli coś nie było ważne, a wymagało jego podpisu Debbie nie miała oporów, żeby podpisać się za niego. Mężczyzna miał wystarczająco dużo zajęć i roboty przy nowo otwartym klubie i burdelu.
    – Do księgowej – odparła puszczając jej oczko i napiła się łyka herbaty. – Mam termin za prawie dwa tygodnie. Nawet w firmie wysłali mnie na urlop. W domu ciągle nikogo nie ma, bo Rafael jest tutaj, Hope pół dnia w przedszkolu, a potem tutaj z ojcem, więc nie mam po co tam siedzieć. – wyjaśniła krótko. Była pracoholiczką. Siedzenie w miejscu z założonymi rękoma doprowadziłoby do tego, że szorując podłogi wytarłaby je do ziemi, a to tylko z nudy. Nie pochwalała też przyprowadzania córki tutaj, ale był to półśrodek, na który musieli się z wielu względów zgodzić. Hope siedziała w gabinecie Rafaela i nie wyglądała poza niego, dzięki czemu nie oglądała pół nagich pań i klientów, a za to spędzała dużo czasu z ojcem, czego dotąd jej brakowało. Nawet jeśli tylko siedziała obok niego przy biurku i rysowała, od czasu do czasu ozdabiając jakiś ważny dokument kolorowym kwiatkiem czy domkiem.

    OdpowiedzUsuń
  19. Nie miał zamiaru owijać w bawełnę.
    - Przyznasz się sama, czy nie chcesz tego zrobić? - zapytał, przenosząc na nią lodowate spojrzenie. Po chwili skupił się na kartkach, na których ręcznie miał popisane wszystkie dane dotyczące sum, które do niego dotarły. W pokoju panowała nieskazitelna cisza i słychać było tylko ich oddechy.

    OdpowiedzUsuń
  20. [btw, dopiero teraz się kapnęłam, ze to je Kat na gifie, jakoś jej nie poznałam w takich włosach rozwianych, a buźka mi się wydawała znajoma. masz przechlapane, na wizerunek Kat nawet Norma się może zacząć dobierać... :p]

    Zdziwiła się. Recepcjonistka, która nie kojarzyła Normy. Wow. Naprawdę ciężki szok, ale potem pomyślała, że to nic, może to lepiej. Czysta karta. A potem pomyślała, że ktoś mógł ją przestrzec przed wrednym blond albo czarnowłosym kurwiszczem, a Norma dobrała w końcu kolor do osobowości kilka dni temu.
    - Wybacz! Oficjalnie, pracowniczo - Layla. Ale poza tym to Norma - posłała dziewczynie przemiły uśmiech. O Layli musiała słyszeć. Od klientów chociaż. Lista rezerwacji Layli była dosyć spora. A klienci też na recepcyjnej ladzie kładli trudne do przeoczenia sumy. Ale inna sprawa, że słynny pseudonim artystyczny, przyjaźnie lepiej zawierać z czystą kartą. No bo, poważnie, kto zaufałby Normie, słysząc o niej te wszystkie plotki. I wszystkie zazwyczaj wredne. No, chyba, że ta, że niby każdej Wielkanocy zajmuje się za darmo jajkami panów, którzy nie mają od tego własnych kobiet. A to bulszit jest, Norma nigdy nie robi nic za darmo.
    - Mieszkam pięć minut drogi stąd i mam barek wypełniony smakołykami. Czy wolisz iść do jakiegoś pubu? - zaproponowała.

    OdpowiedzUsuń
  21. To nie tak, że rzucała uroki na klientów, albo wprowadzała do ich żył tajemnicze płyny, czy to heroina, czy eliksir miłości. Po prostu... lubiła swoją pracę. A entuzjazm był zaraźliwy. W zasadzie chyba nie widać tego po Normie, w końcu dzierży constant bitch face, a z tym żyć jest ciężko - ale jednak jak chce to potrafi!
    Rzuciła papierosa na bruk i przydeptała go podeszwą Conversa. Norma po pracy nieszczególnie przypominała Laylę. Włosy splecione w warkocz, zmyty makijaż, by twarz mogła pooddychać w czasie wieczornego spaceru, dżinsy i tenisówki. Wygoda przede wszystkim. W końcu ileż można popierdalać w kilkunastocentymetrowych szpilach. No, pomijając fakt, że w swojej pracy jednak więcej leżała niż popierdalała.
    - Nie ukrywam, że jestem zaskoczona. W ogóle mi Mel nie przypominasz - stwierdziła, potem rzuciła okiem na dekolt kobiety i roześmiała się, absolutnie nie złośliwie, bardzo przyjaźnie!
    - Jak Ci się tu pracuje? Nie czujesz się jakoś moralnie upośledzona przez to miejsce? W końcu nie każdy mógłby znieść nieustanny widok ledwo okrytych cycków, napalonych grubasów i umawiania spotkań mających na celu wymianę pewnych dóbr, co prawie na pewno łączy się ze zgnilizną cywilizacji, zdradami małżeńskimi i w ogóle upadkiem kobiety - zakpiła. Faktycznie, dla wielu ludzi tym była właśnie prostytucja. Ale Norma miała do tego trochę inne podejście. Norma, cóż, Norma głównie widziała w tym łatwe pieniądze i dużo - owszem, wulgarnej, ale jednak - przyjemności.

    [wybacz, trochę kiepski ten odpis, ale jestem mega nieogarnięta jakoś]

    Normusia

    OdpowiedzUsuń
  22. Westchnął głęboko. Przeniósł na nią chłodne spojrzenie.
    - Gdybyś się przyznała sama, to może zachowałabyś pracę, ale w takim przypadku... - wzruszył ramionami i przesunął jej pod nos kartkę wskazując palcem na kwoty wypisane na kartce.
    - Brakuje 1,5 tysiąca euro z tego tygodnia. Jeśli przyniesiesz kwotę co do centa to odzyskasz pracę, narazie jesteś zwolniona. Jutro nie musisz przychodzić. - odparł po prostu. Nie krzyczał po niej, ani się nie wydzierał, ale to jego głosu był przerażająco chłodny i surowy.

    OdpowiedzUsuń
  23. [ Prześliczna ta twoja pani, nie mogę się na tego gifa napatrzeć! No, ale konkrety. Chęć jest, ale pomysłu brak. Więc albo zostajemy przy czekaniu, aż mi coś do głowy wpadnie (co nastąpi zapewne jutro) albo ty czymś rzucisz. Czekam ]

    William

    OdpowiedzUsuń
  24. Kompletnym idiotą? A niech gada sobie, co ślina na język przyniesie, Viktor swoje wiedział i w tym świetle to kobieta nie prezentowała się najlepiej. Przecież w pierwszym swoim stwierdzeniu zawarł jawną informację, że na striptizerkę ona nie wygląda, więc o taki zawód jej nie podejrzewał. O bycie prostytutką też, w końcu one inaczej się ubierają i są chyba trochę sprytniejsze – nie wyobrażał sobie, aby którakolwiek próbowała dostać się do burdelu przez wbicie do klubu przez wejście dla klientów. Ale kiedy kobieta wreszcie powiedziała prawdę, Vermaelen również nie dał temu wiary.
    – Kurwa mać, co jest z tobą nie tak? Czego nie rozumiesz w stwierdzeniu, że masz stąd odejść, że cię nie wpuszczę?! – warknął na nią, mierząc ją nieprzyjemnym stwierdzeniem. Przez chwilę milczał, a potem nagle dorzucił przez zaciśnięte zęby: – Udowodnij.
    Chodziło mu oczywiście o poparcie twierdzenia, że pracuje ona na recepcji. Liczył, że kobieta zrozumie jego intencje, pomimo tego, że przed sekundą mówił jeszcze o czymś trochę innym.

    Viktor Vermaelen

    OdpowiedzUsuń
  25. [ Podobają, podobają! Zacznę, ale to jutro, obiecuję ]

    William

    OdpowiedzUsuń
  26. - Komornik też uczciwa praca, a trzeba być bez serca ponoć - stwierdziła i uśmiechnęła się. W zasadzie, nie miała nic do komorników. Robota jak każda inna, gdzie trzeba kopnąć kogoś w dupę. Nic za darmo przecież nie ma. Gdyby nie to, że w pracy komornika do wynagrodzeń nie wchodziły orgazmy, mogłaby się pokusić.
    - Mam nadzieję, że nie boisz się psów. Mam sporą sukę, huskiego, ale jak zobaczy cię ze mną, to nawet nie szczeknie - zapowiedziała. - Niezbyt dobry z niej pies obronny, bo jakbyś próbowała mnie udusić czy ubić na inny sposób, to by pomyślała, że to kolejna dziwna fanaberia mamusi - wyszczerzyła zęby w szerokim uśmiechu. Witamy w sektorze piątym, no nie?
    - Ale, wracając do tematu.. jak ci się układa z szefem? Ciężki z niego człowiek, ale przyjaźni się chyba z Mel, więc musi ci być łatwiej, prawda?
    Szczerze mówiąc nie miała pojęcia jak wyglądała relacja Mel i Salesa. Wiedziała, że coś ich łączyło, w końcu - swego czasu Rafe ruchał w tym burdelu niemalże wszystko co się ruszało i posiadało ludzką waginę... ale kto tam wie, co było potem. Gdy Sales i jego przybytek rozkoszy wpadli w kłopoty, Norma ulotniła się i wróciła do pracy dla samej siebie, przy okazji skupiła się bardziej i na studiach i na stażu, który wtedy odbywała. A niedawno wróciła, z niepokojem obserwując, jak wszystko tutaj się zmieniło...

    Norma

    OdpowiedzUsuń
  27. - Jesteś tu na okresie próbnym. Nawet jeśli ty ich nie ukradłaś i tak ponosisz odpowiedzialność. I tak już nic nie wskórasz. - odparł, po czym jasno pokazał, że ma sobie wyjść. Oczywiście, nie trudził się nawet sprawdzeniem taśm z nagrań, bo nie uśmeichało mu się przeglądać całych dni w poszukiwaniu jednego podejrzanego ruchu. Dla niego była już skreślona, choć owszem - nie miał żadnych dowodów na to, że ona to zrobiła.

    OdpowiedzUsuń
  28. [Szczerze powiedziawszy nie mam pojęcia kto jest na zdjęciu, ale spodobało mi się, bo ma nastrój idealnie oddający moją postać. ;) I ja również witam. :)]

    Max de Troeye

    OdpowiedzUsuń
  29. [Hej, hej :D Wiedziałam, że u Ari o kimś zapomniałam i o tobie niestety. Można u dziewczyn skręcić wątek.

    Chyba, że bardziej chcesz z Miszą, bo na niego więcej pomysłów i możliwości jest na pewno.
    Co ty na to by zrobić pewne zauroczenie ze strony dziewczyny. Misza i Cosima znali by się odkąd Aristow jest w Amsterdamie, mogło to by iść z jego strony w przyjaźń przez co chłopak nie zorientowałby się, ze dla dziewczyny jest to powoli coś więcej]

    OdpowiedzUsuń
  30. [O.o nimfomanki? od razu tak ostro xD
    Mogą się spotkać tak jak mówisz na kawie, Aristow znajdzie czas wolny i postanowi spędzić go z przyjaciółką :)]

    OdpowiedzUsuń
  31. Misza nie miał wielu znajomych, praktycznie ograniczał swe znajomości do minimum po to by nie wpaść przez głupotę. Stąpał po cienkim lodzi, bawiąc sie w interesy w których wiele starszych osób, było o wiele dłużej. Wystarczyło popełnić jeden błąd, przez chwilę rozkojarzenia i wszystko mogło szlag trafić. Nie mógł liczyć na pomoc ojca, odkąd ten zaczął podejrzewać co syn robi za jego plecami. To też przyczyniało się do ostrożności Michaiła.
    Cosima była jednak tym wyjątkiem, lubił ją naprawdę, traktował jak przyjaciółkę, czasem prawie jak młodszą siostrę chociaz byli w tym samym wieku. Przy niej porzucał wulgarność i chłód jak zwykł roztaczac wokół siebie.
    Umawiajac się z nia dziś liczył na pozytywnie spędzone kilka godzin.
    Wchodzac do kawiarni jak zwykle, według siebie, odpowiednio spóźniony, podszedł do niej i uśmiechnął się, wygięcie kącików ust było wystarczajaco mocne by w jego policzkach pojawiły się te urocze dołeczki, których nie znosił.
    - Hej, Cosi - skrócił znów jej imię i miał szczerze gdzieś, że jej sie to zwykle nie podoba.
    Zajął wolne miejsce na przeciwko niej.- Jak tam dzień? - zapytał bardziej odruchowo niż ciekawsko. Chociaż to moze i go interesowało na pewnym poziomie.

    OdpowiedzUsuń
  32. [Cześć. Bardzo dziękuję ^^ To moja pierwsza postać, więc się cieszę, że się podoba.
    Twoja pani jest prześliczna, a do tego bardzo przyjemnie czyta się tekst!
    Wątek bardzo chętnie. Może Cosima poznałaby już Samuliego i pomagała mu w jego małym... Hmm... Interesie, który polegałby na podglądaniu innych klientów? Bawienia się ich podnieceniem i szkicowaniem w ukryciu najbardziej wymyślnych kreacji? Np. patrząc przez uchylone drzwi szafy? :) Mogliby chować się razem dla zabawy, może nawet coś by z tego więcej można było zrobić, jeśli oczywiście tylko chcesz.
    Do tego dodać też możemy, iż ktoś ich nakrył i tu dwa wyjścia: albo ten ktoś się ucieszy albo cóż... Będzie ich gonił pod Domu Grzechu? :)
    To tylko szkice, jeśli słabe - bardzo przepraszam!]

    Samuli - podglądacz ze szkicownikiem

    OdpowiedzUsuń
  33. [Cóż, wśród seksów i będzie trochę zwykłych, dziecinnych figli :)
    Tak, o to dokładnie mi chodziło. Nie tylko ucieczka przed rozwścieczonymi klientami, może przed ochroniarzem, może przed szefem? Może gdzieś przed całym tym zgiełkiem? :)
    Byłabym bardzo wdzięczna jakbyś zaczęła, dziękuję i całuję z góry!
    P.S. Dwa wielkie cyce Cosimy - jak uroczo :D]

    Samuli - "i w dziwactwie znajdzie się zabawa"

    OdpowiedzUsuń
  34. [O, to nie jest głupie! ;D Uznajmy, że Cosma okradła Max'a z czegoś bardzo cennego. Można nawet podkręcić akcję, że byli przyjaciółmi i Max na serio w to uwierzył, a dla niej to był z góry zaplanowany chwyt. Co myślisz? I jak byś mogła zacząć, to bardzo, bardzo, bardzo będę wdzięczna i jak skończymy jeden, to obiecuję, że zacznę następny!]

    OdpowiedzUsuń
  35. - Morduj do woli, ale wygłaszcz ją i wypieść, bo jak tego nie zrobisz to zje ci duszę - zaśmiała się. Może nie powinna mówić takich rzeczy? Bądź co bądź, zaprosiła właśnie do domu obcą kobietę i nakazała jej wygłaskać psa, żeby uniknąć ugryzienia w razie morderstwa. Niby to siostra Mel, niby widział je razem ochroniarz, ale, ale, nigdy nic nie wiadomo!
    Gdy usłyszała ocenę Cosimy odnośnie Rafaela, Norma nie potrafiła ukryć uśmiechu, który pojawił się teraz na jej twarzy. Przez chwilę z tym walczyła, ale poddała się, bo z czym tu walczyć? Nienawiść łączy ludzi! Może faktycznie wyniknie z tego coś na kształt przyjaźni?
    - Rafe jest okropnym dupkiem, ale nie jest przerażający. Trochę zdziadział odkąd zaczął produkować dzieci, przynajmniej te "oficjalne", kto tam wie ile wcześniej ich spłodził - wzruszyła ramionami. Niby wcześniej panowało przekonanie, że Sales jest bezpłodnym impotentem, ale kto go tam wie... a może i jest, a latorośle niekoniecznie są jego? Nie chciała jednak w to wnikać.
    - Więc wiesz, nie musisz się martwić, że przełoży przez kolano i zbije dupsko do czerwoności. Teraz tylko strzela fochy i grozi wyrzuceniem. Ale nie może sobie pozwolić na wyrzucenie ludzi niezastąpionych, więc to chyba jedyny sposób na niego. Być niezastąpionym.
    Ewentualnie można go o coś pozwać, zawsze się znajdzie powód i to niby też rozwiązanie... - dodała w myślach, ale nie podzieliła się już z towarzyszką tym przekonaniem. Poza tym, dochodziły do kamienicy, w której na trzecim piętrze znajdowało się jej mieszkanie.

    OdpowiedzUsuń
  36. Samuli zdecydowanie potrzebował dzisiaj inspiracji! I to dużej, bardzo dużej, wprost ogroooomnej! Nienawidził, gdy jakiś projekt tkwił mu na końcu pamięci, czając się wśród cieni umysłu, nie chcąc odważnie wyjść na zewnątrz. Nikt tej kreacji nie potrzebował, żaden teatr, żadna gwiazda. Chciał go zrobić dla siebie, by móc tańczyć z lejącym się materiałem aż do świtu.
    Gdzie najlepiej znaleźć tak potrzebną wenę?
    W miejscu, które przyciągnęło go już dobre kilka miesięcy temu.
    Tajemnicze.
    Takie niepuste.
    Jednocześnie barwne niczym rajski ptak.
    Nogi same go prowadziły. Nie patrzył, iż ludzie mu się przyglądają. Takich jak on było tu pełno, a może nawet i oryginalniejszych od niego. To wszystko tutaj było...
    Takie nierealne.
    Tak inspirujące.
    Tak pełne pasji.
    Czy to prostytutka na boku, czy tancerka w oknie czy napalony klient. Ręce świerzbiły Fina, który zaciskał niecierpliwie palce na torbie swobodnie wiszącej na boku. Kilka chwil i sporo przemyśleń później wkroczył do korytarza pachnącego namiętnością i szczyptą ostrego pieprzu. Mijał klientów nieśpiesznie, obserwując wszystko dookoła.
    Ahhh... Ta pani zdecydowanie dobrze wyglądałaby w jedwabiu, owinięta nim ciasno jak w kokonie. Ojej, a dżentelman!? Skóra i lateks! Idealnie dopełnione szczyptą zieleni udrapowanej gdzieś na boku. Tutaj dziewczyna o bogatych kształtach. Bardzo intrygu...
    - Cosiiiiima! - Samuli zapukał w biurko z szerokim, trochę wariackim, trochę tajemniczym uśmiechem. Takim, jaki tylko dziwacy posiadają. Kobieta spojrzała na niego, a on nie przerywał kontaktu wzrokowego. Wiedziała, co oznacza jego przybycie. Cosima była istotnym elementem odzyskania jego weny. Harmaajärvi pochylił się ku niej i zasłaniając się bokiem dłoni wyszeptał do jej ucha - Jesteś mi dziś bardzo potrzebna. Sprawa jest poważna: kreacja, która zaciekawi wszystkich. Nie mam jednak weny. Pomożesz mi? Poobserwujemy innych? Są tacy... Inspirujący! Nie uważasz?
    Zaśmiał się cicho i pocałował ją w bok policzka, następnie szybko w nos.
    - Proszę? - uśmiech nie schodził z jego wąskich ust, gdy wpatrywał się to w twarz Cosimy, to pieścił wzrokiem jej piękne ciało.

    Samuli - oto przybywa krawiec!

    OdpowiedzUsuń
  37. [Dziękuję za powitanie i teraz już wiem kim jest Karou! :))
    W takim razie przybywam po wątek :3
    Co powiesz by Aidan zarezerwował dla siebie i Melanie szóstkę, a potem mogliby wdać się w luźną rozmowę? :)]

    OdpowiedzUsuń
  38. - No dobra, Cosima...chociaż, Cosi brzmi lepiej - uśmiechnąl się znów, co u niego nie było tak normalne. Rozbawiło go to jak dziewczyna zapatrzyła się na niego, ale nie skomentował tego w żaden sposób.
    - a co sie stalo, że masz kłopoty? - zainteresował się teraz na prawdę. Interesował się kiedy coś jego znajomym było, a że to była Cosima to tym bardziej chciał wiedziec więcej.- U mnie nie jest za dobrze, ojciec podejrzewa, że coś kombinuję - wzruszyl ramionami. Cosima wiedziała jaka jest relacja między nim, a jego ojcem oraz czym się mniej więcej zajmuje Aristow.

    OdpowiedzUsuń
  39. - Do widzenia - pożegnał ją jedynie tym swoim charakterystycznym szorstkim głosem. Wychodził z założenia, że już nie mają o czym dyskutować i tyle. On postawił jej ultimatum na samym początku. Nie miał zamiaru z nią walczyć o te 1,5 tysiąca euro, to nie była wielka suma przy zarobkach Domu Grzechu ale duża, jeśli chodzi o kradzież. Jednak, jeśli jakoś by udowodniła, że to nie ona...

    OdpowiedzUsuń
  40. - Też lubię Twoje cycki - skwitowała, po czym puściła Cosimę przed siebie do windy.
    Mieszkała na trzecim piętrze w małym mieszkaniu o bardzo wysokich sufitach, typowych dla starego budownictwa. Kuchnia była połączona z salonem, gdzie posadziła Cosimę na czerwonej kanapie pod oknem. Kilka tygodni temu Norma skończyła remont, wywiozła stare meble do rodziców, a mieszkaniu nadała cudownej atmosfery i charakteru. Jej charakteru. Ze ścian zwieszały się bukiety suszonych róż i pułkami zapełnionymi przeróżnymi książkami, od Kamasutry po Biblię, chociaż wcale nie była wierząca - i od matematyki w zadaniach i przykładach po historię filozofii, która też szczególnie jej nie interesowała, ale na uczelniach lubili wciskać ludziom filozofię na każdym możliwym kierunku, bo byli studenci filozofii też potrzebowali jakiejś pracy.
    Naprzeciwko kanapy wisiało ogromne, prawie dwumetrowe lustro. Antyk, który kupiła za trzydzieści euro, bo nikomu nie potrzebne jest aż tak wielkie lustro - w końcu zwykłe mieszkania miały maksymalnie dwa metry wysokości, a jej miało trzy. Oświetlona jeszcze czerwonymi i fioletowymi lampkami instalacja rozświetlała salon w przyjemnie przytulny sposób, ale i przywodziła na myśl burdel właśnie. Cóż, w końcu zanim wróciła do domu grzechu, przyjmowała klientów także u siebie w mieszkaniu.
    - Wino, whiskey, może jakiś drink? Ale uprzedzam, średni ze mnie barman, umiem zrobić tylko tequila sunrise i gin z tonikiem, nie wiem czy to jest nawet drink. Chyba tak... - zastanowiła się i otworzyła oszklone drzwi wiekowego barku, stojącego w kącie pokoju, wyciągając butelkę truskawkowego wina.

    [o co cho z tym winem truskawkowym tak w ogóle :D]

    OdpowiedzUsuń
  41. Samuli zaśmiał się pod nosem, gdy Cosima pociągnęła go za sobą.
    - Mówisz tak już doooobry miesiąc... - przeciągnął słowa melodyjnie, by po chwili puścić jej dłoń i przytulić się do kształtnych pleców, szepcząc milusio do ucha - Dziękuję.
    Zawsze bardzo łatwo daje sie przekonać. A to i nawet lepiej. Nawet dużo, dużo, dużo lepiej. Wszystko wspaniale robi się tylko w doborowym towarzystwie. A podglądanie ludzi...
    Było śmieszne.
    To radość życia.
    Nauka na przyszłość.
    I jawi się świetnymi projektami!
    Harmaajärvi szedł za dziewczyną do jednego z pustych pokoi. Nawet nie zwrócił uwagę do jakiego sektora zawędrowali.
    Ahh! Nieważne! Podglądanie fetyszystycznych zabaw nie zawsze działa tak podniecająco jak zwykłe mizianie się. Samuli niejednokrotnie i głupio złapał się na tym, że im dziwaczniejsze wymyślał zabawy, tym czasem ciężej było mu rozbudzić muzę w swojej duszy.
    - Kłopoty to chyba twoje drugie imię ślicznotko - wyszeptał krawiec chowając się z nią do szafy. Przymknął lekko drzwi, pozostawiając im całkiem spory otwór na podglądanie czekających na nich, wprost dantejskich scen. Było tutaj ciasno, ramię Cosimy wbijało mu się w bok, a kosmyki ciemnych włosów łaskotały odsłonięty bark. Pomieszczenie zatopione w cieniach i leciutkim, czerwonawym blasku zapewniało im sanktuarium w całej tej zabawie.
    Słychać było kroki. Samuli wyciągnął szkicownik, wydarł kilka kartek i podał je Cosimie wraz z ołówkiem.
    - Bawmy się razem skarbeńku - uśmiechnął się do niej łobuzersko i odwrócił głowę oczekując na parkę, której kroki słychać było coraz wyraźniej.
    Szybko, chodźcie tutaj! Dostarczcie Finowi...
    Rozrywki.
    Poezji.
    Figli.
    Inspiracji!

    Samuli - gotowy na szczyptkę akcji!

    OdpowiedzUsuń
  42. Kiedy dziewczyna uciszyła jego zainteresowanie, przez chwile wyglądał na spiętego. Szare oczy wydawały się ściemnieć przez emocje, przez chłód jaki zapanował.
    - Dobrze, nie będę skoro nie chcesz - stał się ostrożniejszy w doborze słów. Popatrzył na kelnerkę, która przyniosła mu zamówioną kawę. Podziękował ledwo słsyszalnie.
    - Domyśli się, coraz bardziej jego ludzie zaczynają węszyć wokół mnie, wokół pieniędzy jakimi obracam ciągle - kręcił głową wyraźnie niezadowolony. Posłodził kawę i wolno zaczął mieszać, patrząc na wirujący gorący napój.- Problem w tym, ze on nie chce umrzeć, cholera się trzyma mimo licznych wrogów jakich ma. Ludzie go tak nienawidzą, ale nikt nie potrafi raz na zawsze go zlikwidować - wiedzial, że brzmi okrutnie gdy tak mówi, ale ojciec nie miąl dla niego litości nigdy więc i on nie zamierzał. Był nauczony by iść do celu po trupach i jednego trupa chciał mieć juz za sobą.
    - ależ sobie zły temat wybraliśmy na rozmowę - stwierdził siląc sie na słaby uśmiech.

    OdpowiedzUsuń
  43. Max de Troeye nie należał do ludzi naiwnych, którzy ufali każdemu z kim układała się dobrze rozmowa. Na jego zaufanie trzeba było zapracować, trzeba było je zdobyć, odnaleźć... To jednak było dopiero pierwszy szczyt wysokiej góry lodowej, bo cały szkopuł polegał na tym, by to zaufanie UTRZYMAĆ.
    Poznanie Cosimy Pillsbury wydało mu się uśmiechem od losu, bo od samego początku nieszablonowość ich relacji nie polegała tylko na tym, że potrafili się dogadać. Oni się łączyli... w myślach, w uśmiechach, w spostrzeżeniach. Max walczył o to, by być ostrożny, by nie zgubić w relacjach z nią siebie. Zaufał jej późno, a jednocześnie stanowczo za szybko. Na jakiś czas opanowała jego życie, zdobyła wszystko na czym jej zależało, a gdy już myślał, że odnalazł swoją bratnią duszę, Cosima zniknęła i zabrała ze sobą coś bardzo drogocennego. Takiego ciosu nie zapominało się z dnia na dzień...
    Z czasem ochłonął, a wchodząc tej nocy do "Domu Grzechu", nie spodziewał się tego, że z ladą ujrzy właśnie ją. Ale tak się stało gdy podszedł i chciał już wymienić imię prostytutki do której przyszedł, lecz z jego ust nie padł nawet dźwięk, wyrażając zaskoczenie jakie wybuchło w nim z niszczycielską siłą.
    -Znów się spotykamy - wycedził wreszcie przez zaciśnięte zęby, ponownie czując się jak dureń, który dał się owinąć kobiecie wokół palca i wystrychnąć na dudka.

    Max de Troeye

    OdpowiedzUsuń
  44. [Żaden problem :)]

    Zbliżała się godzina otwarcia Domu Grzechu. Aidan należał do specjalnej klienteli, więc nie miał problemów z wejściem do budynku trochę wcześniej by zarezerwować dla siebie i Melanie szóstkę.
    On jakoś nigdy nie korzystał z takich usług. Jedyną osobą, która wciągnęła go w ten interes była Melanie. Cholernie za nią szalał, więc jak mógł odmówić jej? Raz na jakiś czas można skorzystać z usług prostytutek.
    Wchodząc do środka przywitał go uśmiech recepcjonistki, której odwdzięczył się tym samym. Podszedł do biurka, za którym siedziała dziewczyna i oparł się dłońmi o blat.
    - Dobry wieczór. Istniałaby możliwość zarezerwowania pokoju w sektorze szóstym? - zapytał głębokim, ochrypłym głosem z irlandzkim akcentem, z nieznacznym uśmiechem na ustach.

    OdpowiedzUsuń
  45. Nigdy by nie przypuszczał, że Cosima mogłaby coś do niego czuć. Bo przecież gdyby cokolwiek dla niej znaczył nie zrobiłaby tego, co w rzeczy samej zrobiła. Prawda? Jej czyn obalił całkowicie jego system, jego wiarę w to, że była fantastyczną kobietą, wartą zachodu. Żałował wszystkiego, co jej o sobie powiedział i ciągle żył w jakimś przedziwnym przeświadczeniu, że pomimo upływu czasu nadal mogła wykorzystać którąś z informacji przeciwko niemu. Najgorsze w tym wszystkim było to, że zdążył ją polubić, wyrobić sobie pozytywne zdanie o jej osobie. Po upokorzeniu jakie mu zafundowała miał nadzieje, że więcej jej nie spotka, że więcej nie staną ze sobą twarzą w twarz. Dom Grzechu od samego początku wydawał mu się miejscem, gdzie każdy był anonimowy, gdzie najmniejsze znaczenie miało to, jak ktoś się nazywa.
    Tym czasem właśnie w tym pozornie bezpiecznym miejscu, gdzie mógł podać się dosłownie za każdego ujrzał Cosimę - kobietę, której zaufał, którą uważał za swoją przyjaciółkę i która jednocześnie była tą, która okradła go nie tylko z rzeczy materialnych, ale i z godności.
    Słysząc jej formułkę i oficjalny ton, zacisnął mocno zęby, patrząc jej w oczy zimnym, przeszywającym spojrzeniem.
    -Już nie musisz przede mną udawać. Lepiej byś powiedziała "siema, stary, jak tam twoje ubogie konto bankowe?" czy coś w tym stylu. Mam nadzieję, że chociaż dobrze tą kasę wydałaś, Cosimo - wycedził przez zęby z goryczą, nagle tak pełen gorzkich uczuć, jakich nie czuł od dawna.

    Max de Troeye

    OdpowiedzUsuń
  46. [Może się z Cos. nie pobiją tym razem? :3 robimy im powiązanie?]

    A.Berg

    OdpowiedzUsuń
  47. [Może by im przyjaźń zrobić ?:D]

    A.Berg

    OdpowiedzUsuń
  48. Zapanowała cisza. Nie odezwał się ani słowem, tak jakby jej w ogóle nie usłyszał, ale tak naprawdę po prostu w ciszy analizował każde jej słowo. Pisał nawet nie podnosząc na nią wzroku. Wreszcie po paru dłuższych minutach zadarł głowę.
    - Idź do Ryan'a, szefa ochrony. Powiedz mu, że ma z tobą przejrzeć te nagrania... - odparł, wbijając w nią spojrzenie -... i, że jeśli zostawi cię choć na chwilę samą, to jest zwolniony. - dodał.
    - Idź sobie już -zakończył ich dialog i upił łyk soku ze szklanki.

    OdpowiedzUsuń
  49. [dobry wieczór i dziękuje za powitanie^^ a wątek jak najbardziej, chociaż nie mam żadnego pomysłu :c chętnie zacznę, jak coś przyjdzie Ci do głowy ;)]

    Francisco

    OdpowiedzUsuń
  50. Zmarszczyła czoło. Ile to już lat? Dużo, na pewno dużo. Ale nie wszystko było takie wprost od samego początku.
    - Teoretycznie od siedmiu lat. Praktycznie od dziesięciu - powiedziała po chwili, patrząc na swoje palce, na których to wyliczyła.
    - Zaczęłam jako szesnastka, ale to nie była typowa prostytucja. Chyba. Spotykałam się tylko z jednym facetem, czasem wspólnie z jego kolegami. I do tej pory się przyjaźnimy - wyjaśniła.
    Wyjęła w końcu z barku dwa kieliszki na smukłych nóżkach i białe wino śliwkowe. Kieliszki do jednej trzeciej wypełniła lodem. Teoretycznie to profanacja - ale w praktyce lód zmiękczał smak Choyi i wydobywał z niej dodatkową, orzeźwiającą słodycz. Nalała alkohol i postawiła kieliszki na drewnianym, lakierowanym stoliku - kolejnym antykiem w kolekcji, a potem zapadła się w kanapie obok Cosimy, ściągając buty i podciągając nogi do góry.
    - Czyżbyś mnie osądzała? - zaśmiała się, wesoło, bo nie bała się przecież osądów.
    - W zasadzie to uwielbiam to, co robię. Sprawiam radość ludziom, sprawiam radość sobie, nieźle przy tym zarabiam. Jedyną wadą tej roboty jest Rafael. Szlag mnie czasem trafia - zaśmiała się znowu. - Ale jest bezpieczniej być gwiazdą burdelu, niż użerać się z kllientami na własną rękę.

    OdpowiedzUsuń
  51. Cosima nie chciała z nim rozmawiać. To było jasne jak słońce. Jej szybka zmiana tematu i powrót do oficjalnego tonu dobitnie o tym świadczyły. Wszystko jednak sprowadzało się do tego, że on tak naprawdę stracił ochotę na seks czy striptiz. Stracił ochotę na przebywanie w tym miejscu. To spotkanie ponownie wiele w nim zniszczyło. Miał taki dobry humor po którym nie pozostał już nawet ślad.
    -Będę czekał na ciebie przed klubem Lucky o czwartej rano. Tej nocy. Chcę z tobą porozmawiać, Cosima. Myślę, że należą mi się jakiekolwiek wyjaśnienia - powiedział, po czym wyszedł bez słowa, pozostawiając po sobie ponury cień.

    Kilka godzin później, kiedy to dla jednych był środek nocy, a dla innych wczesny świt, Max zgodnie z tym co powiedział, czekał na Cosimę przed klubem "Lucky". Miał do niej wiele pytań i chciał je zadać bo sądził, że to ostatnia szansa, by wyjaśnić dawne sprawy. Niegdyś była dla niego zbyt ważna, by tak po prostu mógł wyrzucić z pamięci to przypadkowe spotkanie. Uznał, że to iż spotkali się tego wieczora i to dodatkowo w tak nietypowym miejscu miało swój cel, a on postanowił wykorzystać szansę daną mu od losu. O ile Cosima w ogóle się zjawi...

    Max de Troeye

    OdpowiedzUsuń
  52. Zastanawiał się nad jej słowami, było wiele osób, które chciały sprzątnąć jego ojca wiec gdyby pomógł w pozbyciu się kłopotu raczej nikt nie miałby pretensji do niego. W zamyśleniu przesunął palcami po brodzie, był to już odruch tak jak pocieranie karku gdy czymś się martwił lub ktoś go zaskoczył.
    - On jest zbyt spostrzegawczy, a to kłopot jest naprawdę - przyznał.- Chociaż dopóki jest w Rosji to mi raczej nic nie zrobi. Tak daleko nie sięga jeszcze - upił kawy, którą dostał.
    Spojrzał na widok za oknem i uśmiechnął się nieco krzywo.
    - Beznadziejna pogoda, chociaż mogłoby trochę popadać - mruknął i wrócił wzrokiem do dziewczyny.- Parszywe życie jest ostatnio - mówi spokojnie.
    - Co ty na to by się wybrać na jakąś imprezę? - proponuje nagle. Ma ochotę zabawić się przy muzyce i alkoholu. Trochę odprężenia się przyda teraz.

    OdpowiedzUsuń
  53. [ Czemu nie ma Mel? Ja się pytam czemu? :( Ale Cosima też fajna jest :) Dobra zaczynam wątek :)]

    Trzy długie lata nie było go w Amsterdamie. Trzy lata, podczas których Tajga starał się doprowadzić swoje życie do jako takiego porządku.
    Zerwał kontakt ze wszystkimi i wszystkim, co go łączyło z dawnym życiem.
    Starał się zapomnieć o tym, kim był i kim się stał.
    Starał się zapomnieć o Amandzie i własnym dziecku. O Mel, która z dnia na dziń stawała się dla niego ważniejsza. Nie chciał o nich pamiętać. Nie, kiedy starał się złożyć swoje życie do kupy.
    We Włoszech ogarnął się trochę. Zaczął uprawiać sporty, dzięki czemu potrafił panować nad swoimi wybuchami złości. Dokształcał się, by jego - już i tak mocno podszkolona - wiedza prawnicza była jeszcze lepsza. Chciał być kimś innym.
    Chciał być Andreą, który po powrocie do Amsterdamu nie będzie żył przeszłością. Który po tych trzech latach, będzie w końcu człowiekiem, którym zawsze chciał być.
    Nie będzie szukał w tłumie, tych którzy i tak już dawno o nim zapomnieli. Miał być Tajgą 2.0. Nową wersją starego siebie.
    Wrócił do Amsterdamu zaledwie kilka dni temu. Oczywiście, przez swój wrodzony pedantyzm wszystko w jego starym mieszkaniu było znów na swoim miejscu, a on mógł w spokoju oddać się pracy. Powoli dobiegał do swoich czterdziestych urodzin, lecz mimo to uważał, że niczego już mu do szczęścia nie brakuje. Nie chciał związków ani dzieci. Jeden zawód miłosny całkowicie mu wystarczył, by mógł zrozumieć, że on sam nie jest zdolny do miłości ani tym bardziej do stwoirzenia z kimś relacji opartej na wzajemnym zaufaniu, szczerości i wierności.
    Tego wieczora siedział sobie spokojnie na kanapie w salonie, ubrany tylko i wyłącznie w stare spodnie od dresu. Był piątkowy wieczór, a on został w domu. Kiedyś zapewne już zabawiałby się z jakąś panną w burdelu, ale nowy Tajga był zupełnie inny.
    Przeglądał właśnie dokumenty nowej sprawy, którą miał prowadzić, kiedy usłyszał szczęk klucza w zamku. Zmarszczył brwi, odkładając papiery na stolik. Przecież nikt nie miał kluczy do jego mieszkania.
    Wstał z miejsca i poszedł do korytarza, czekając aż osoba po drugiej stronie wjedzie do środka. Założył ręce na piersi i czekał.
    - Skąd ma pani klucze do mojego mieszkania? - Zapytał młodą, nieznajomą kobietę, która stanęła w progu. Jego ciemne oczy dokładnie jej się przyglądały. - Nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek je pani dawał. - Dodał jeszcze.

    Tajga

    OdpowiedzUsuń
  54. Andrea z powątpieniem spojrzał na stojącą przed nim dziewczynę. Obejrzał ciasteczka i ponownie przeniósł swój wzrok na nieznajomą o dziwnym imieniu.
    Kiedy padło imię Mel, spiął się cały.
    No tak. Mógł się tego spodziewać. Przecież to małe rude wredne babsko potrafiło wymyślić taką akcję.
    - Andrea, miło mi. - Powiedział cicho, błądząc myślami hen w przeszłości. - Skoro już przyłaś to wejdź. Zapraszam. - Dodał jeszcze, wskazując brunetce dłonią wejście do salonu, a sam zamknął za nią drzwi.
    Idąc za Cosimą kręcił głową z niedowierzaniem. Cała Melissa.
    - Napijesz się czegoś? - Zapytał po chwili, siadając na kanapie,a raczej rozwalając się na niej wygodniej i bez jakiegokolwiek skrępowania. Był w końcu u siebie.
    Nie bardzo wiedział co ma dalej powiedzieć. Jak pociągnąć rozmowę by dowiedzieć się czegoś o swojej byłej kobiecie. Nie chciał, by jej siostra nagadała jej potem, że o nią wypytywał.l Przecież odciądł się od przeszłości.

    Tajga

    OdpowiedzUsuń
  55. [Wątek ? Zawsze i wszędzie. Daj mi tylko pomysł, a zacznę. :D]

    D. Thompson

    OdpowiedzUsuń
  56. Gdyby dziewczyna chciała go okraść, byłaby to ostatnia rzecz jaką zrobiłaby w życiu. Jednak musiałaby się bardzo postarać, bo w mieszkaniu mężczyzny nie było niczego wartościowego.
    Tajga nie był aż takim idiotą żeby najcenniejsze rzeczy trzymać w miejscu, w którym ktoś mógłby mu je zabrać.
    Tajga spojrzał na Cosimę i uśmiechnął się kiedy usłyszał, że Mel ułożyła sobie życie.
    - Kto, jak kto, ale ona zasłużyła na porządnego męża. -Powiedział, podnosząc się z kanapy i nalewając sobie whiskey, po czym wrócił na swoje miejsce. -Cieszę się, że ma już Adama przy sobie.- Dodał, po czym sięgnął po ciasteczko i odgryzł jego mały kawałeczek.
    Andrea naprawdę się cieszył, że ruda ułożyła sobie życie, jednak wiedział, że będzie mu jej naprawdę brakowało. A co najważniejsze, przestała lokować uczucia w nim - we wraku człowieka, który nie potrafił kochać.
    Kolejne słowa Cosimy rozbawiły go tak bardzo, że o mały włoś nie opluł się whiskey, którą właśnie pił.
    - Wiesz, to że wielkimi krokami zbliżam się do czterdziestki, wcale nie oznacza, że muszę być już posiwiałym staruszkiem z wielkim brzuchem piwnym. - powiedział ze śmiechem. - jestemWłochem, a my trzymamy się dobrze bardzo długo. Sam nie wiem dlaczego tak jest, ale jedno jest pewne. Jeszcze przez bardzo długi czas będę atrakcyjnym mężczyzną.- Puścił dziewczynie oczko.


    Tajga

    OdpowiedzUsuń